środa, 19 września 2012

Niespełna rok. [2]

Droga Yuu, ten blog jest dla Ciebie, nie musisz nas przepraszać za to, że nie możesz go komentować x D".
Kyyaa, wgl patrzcie co znalazłam:

Przypomina "Powinieneś walczyć", nie prawda? ;3
Nie mogłam się tym arcydziełem nie pochwalić, oks, a teraz przejdźmy do naszego nowego opka.
Miłej lektury!

***

Brunet powoli otworzył drzwi, po czym uśmiechnął się delikatnie.
Tak długo czekał na ten moment, tyle razy miał go przed oczami, a teraz, kiedy jego marzenia się spełniały po prostu nie wiedział co powinien zrobić. To dziwne? W końcu nigdy nie wierzył w to, że tak naprawdę się stanie.
Odchrząknął nieznacznie, wpuszczając szatyna do środka.
- Witam w moich skromnych progach.
Shizuo nie bardzo zdawał sobie sprawę z natłoku tych zdarzeń.
Wczoraj nawet nie pomyślałby, że tak się stanie. Że znajdzie się w mieszkaniu praktycznie jedynej bliskiej sobie osoby. I, że od tej pory to właśnie będzie jego dom.
Nie był w stanie tak po prostu przyswoić tego faktu.
W chwili, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg, uderzyła go ilość wolnej przestrzeni.
Salon, w którym się znalazł był co najmniej dwukrotnie większy niż ten w domu dziecka. Większy, ale… pusty. Jeśli i inne pokoje tak wyglądały, to naprawdę nie mógł się dziwić, czemu Izaya-san zapragnął mieć kogoś, z kim mógłby jakoś tę pustkę wypełnić. Tylko, czy nie powinna to być kobieta? Tak, żona i gromadka rozbrykanych dzieci. I pies. Duży pies. Taki o miękkiej sierści, do którego można by się przytulić…
Mimowolnie wyobraził sobie, jak musiały wyglądać spędzane tu samotnie święta. Okropne.
Drgnął, słysząc słowa mężczyzny.
Od razu jego wzrok padł na ogromne okno, za którym rozciągała się nocna panorama miasta. Bezwiednie skierował ku niemu swoje kroki.
Delikatnie musnął opuszkami palców szybę, wpatrując się w złotawe i białe błyski w dole.
-Piękne… - wyszeptał.
Nadal nie mógł uwierzyć.
W sierocińcu panowała niepisana, aczkolwiek oczywista zasada.
Im dziecko młodsze, tym bardziej prawdopodobne, że znajdzie rodzinę zastępczą. Dlatego on nie miał już na to żadnych szans. A tymczasem właśnie poszczęściło mu się tak bardzo… I nie chodziło tu o status majątkowy opiekuna, a o sam fakt, że jest to osoba, którą zna i którą naprawdę bardzo lubi. Żeby nie powiedzieć „kocha”.
Nagle się zreflektował.
-I-Izaya-san… - Odwrócił się przodem do bruneta. – Ja… dziękuję.
To mówiąc, zgiął się przed nim w niskim ukłonie. Ciemne włosy opadły mu na oczy, ale nie wyprostował się. Tak, jak poleciły mu wychowawczynie.
Brunet znowuż przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego z nutką zdziwienia.
- Rany, rany. Przecież to ja cię tutaj chciałem, więc to ja powinienem podziękować, nie uważasz? – zapytał, kucając zaraz przed nim i chwytając delikatnie jego szczękę, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. – Teraz, jeśli oczywiście chcesz, możesz się rozpakować – mruknął, uśmiechając się promiennie. – Jak dla mnie trochę na to za późno, jednak jeśli dzięki temu poczujesz się tutaj lepiej, to nie mam nic przeciwko.
Shizuo popatrzył na niego spojrzeniem zupełnie bez wyrazu.
Jego myśli odbiegły od tego miejsca, chwili. skupiły się w niespotykanym szkarłacie tęczówek mężczyzny i niekontrolowane, pobiegły dalej, w kierunku kwiatów róż, tak zapamiętale hodowanych przez dyrektorkę sierocińca, ale na tym nie poprzestały, już po chwili błądząc w samotnej stróżce krwi pełznącej po podłodze…
Mimowolnie wzdrygnął się i wyprostował. Jego oddech bezwiednie nieco przyspieszył.
Omiótł pomieszczenie nerwowym spojrzeniem.
-P-Przepraszam… - mruknął.
Izaya z trudem złapał równowagę, a kiedy w końcu mu się to udało, powoli podniósł swoje lekko ociężałe ciało do pionu i nadal z uśmiechem, pogładził policzek szatyna w uspokajającym geście.
- Nic się nie stało, Shizuo-kun. Wyglądasz blado, nie chcesz się położyć? – zapytał z jawną troską w głosie.
Chłopak był jego pierwszym pacjentem, cierpiącym na shizofremię. Możliwe, że to dlatego z niepewnością podejmował wszelkie kroki w celu jego uzdrowienia czy nawet w krótkiej, sielankowej rozmowie. Zawsze obawiał się, że któraś z jego decyzji może być błędna i zniszczyć całą więź, która łączyła ich stosunkowo od niedawna. W końcu nadal była cienka i za słaba na przyjęcie jakiegokolwiek błędu z jego strony.
Czasami zastanawiał się czy spotkałby go, gdyby ten nie byłby chory. A nawet gdyby, to czy jego uczucia byłyby takie same.
 Szatyn kiwnął lekko głową.
Właśnie za to lubił Izayę-san. Żadnych natarczywych pytań, żadnego dociekania i drążenia. Tylko ten spokojny uśmiech i łagodny ton głosu… Bliskość, której tylko on pozwolił mu doświadczyć. Delikatny, troskliwy dotyk i niema obietnica bezpieczeństwa.
Kiedy tylko pomyślał, że tak może być już zawsze, poczuł dziwną ulgę, rozchodzącą się po całym ciele.
I wtedy znów to zobaczył.
Szkarłatne krople spływające leniwie po ścianie za plecami mężczyzny. Odruchowo cofnął się o parę kroków i potknął, upadając na podłogę. Dotknął dłonią czegoś mokrego. Mimowolnie skierował wzrok na coraz bardziej powiększającą się kałużę czerwonej cieczy, brudzącą panele.
Jego oddech przyspieszył, źrenice rozszerzyły się w przerażeniu. Logiczne myślenie ustąpiło miejsca czystej panice, umysł krzyczał co chwila „Uciekaj!”. Oczy widziały tylko krew. Krew… wszędzie… na podłodze, ścianach, na ubraniu… I kuchenny nóż…
I gdzieś spośród tego szaleństwa dotarł do niego pewny, uspakajający dotyk i ten głos… Głos, który przywołał go do rzeczywistości.
- Shizuo-kun, spokojnie – mruknął, przyciskając go do siebie i subtelnie wdychając jego zapach.
W pewnym sensie było to nienormalne, w taki sposób wykorzystywać tę sytuację, jednak w innej możliwe, że nie zdobyłby się na pokonanie tej dzielącej ich bariery, która mimowolnie zamiast opadać, stała w miejscu, jakby próbowała zrobić mu nadzieję.
Westchnął, niechętnie odsuwając go od siebie, by spojrzeć w jego czekoladowe oczy, paradoksalnie uspakajające.
Shizuo czuł, jak słone łzy, próbują wydostać się na światło dzienne.
-Jest wszędzie… ja… ja… Izaya-san… - wyszeptał nerwowo.
Teraz chciał tylko jednego. Żeby brunet znów go przytulił. Jeszcze raz, mocno, zapewniając, że wszystko, poza jego obecnością jest halucynacją… Ale przecież wciąż ja widział!
Nawet na dłoniach starszego… wszędzie była krew.
Zacisnął zęby, tłumiąc płacz, cisnący się na usta.
Nie chciał jej widzieć. Nie chciał…! To było chore, wręcz nieludzkie. I wciąż powracało.
Brunet powtórnie przycisnął go do siebie, pozwalając dać upust emocjom.
- Nie przejmuj się, zniknie. Zawsze znika. – Uśmiechnął się delikatnie, całując go w czoło, przysłonięte brązową grzywką. – No dalej, nie musisz się wstydzić.
Teraz łzy spłynęły po policzkach, a z gardła wyrwał się urywany szloch.
Zacisnął powieki, nawet nie próbując opanować drżenia ciała.
Odruchowo objął bruneta ramionami w pasie. Wiedział, że ma rację. Że omamy ustąpią. Miał tylko nadzieję, że stanie się to, zanim zobaczy Ją. Martwą kobietę, leżącą bezwładnie na ziemi, ściskając w dłoni nóż. Jak wtedy... Kiedy? To wspomnienie, czy twór spaczonej psychiki? Co z tego było prawdą? Gdzie zaczynał się obłęd?
-I-zaya-san - wykrztusił. - Tabletki... proszę... Ja... już nie chcę...
~
Jeszcze przez moment przyglądał się poczynania szatyna, po czym mechanicznym krokiem skierował kroki w stronę drzwi.
- Mój pokój jest zaraz obok, więc gdyby coś się działo możesz śmiało wchodzić – uśmiechnął się leniwie, ostatni raz zerkając w stronę Shizuo. – Mogę już gasić?
-Izaya-san... Dlaczego słońce zachodzi? - zapytał ospale szatyn, układając się wygodnie na łóżku. Lustrował bruneta czujnym spojrzeniem, mimo ogarniającego go zmęczenia.
- Mógłbym ci odpowiadać na to pytanie godzinami, ale myślę, że to nie ma większego sensu – mruknął, przeciągając się niczym kot. – Moje słowa możesz uznać za herezję, ale wydaje mi się, że jak każdy musi odpocząć. Tak, żeby następnego dnia miało energie, by być w stanie ogrzać całą naszą planetę, nas, nasze serca i duszę. Gdyby nie ono, nasze życie tutaj byłoby niemożliwe, ale znowuż co za dużo to niezdrowo, więc gdyby nie zachodziło nasze serca i dusze, swoją światłością dorównywałoby nie jednemu aniołowi – zakończył swój monolog z entuzjastycznym uśmiechem, rosnący z niemal każdym wypowiedzianym wcześniej słowem. – Ty też powinieneś już odpocząć. Jutro będzie kolejny, możliwe, że piękniejszy dzień, nie byłoby miło gdybyś go przespał, prawda?
-Izaya-san...? Dziękuję za odpowiedź - powiedział, uśmiechając się lekko.
Co chciał osiągnąć tym pytaniem? Może była to czysta ciekawość? A może swego rodzaju test? Gdyby nie odpowiedział... Albo zbył go czymś w stylu krótkiego "Już późno idź spać i nie gadaj głupot", jak opiekunki... Czy byłby w stanie jakkolwiek podzielić się z nim później swoimi myślami...?
-Dobranoc - mruknął jeszcze szatyn i zamknął oczy.
Uporczywe zawroty głowy nasiliły się, jak z resztą zwykle. Ale to za moment minie. Tabletki nasenne zawsze tak działały, jednak skoro żadna z wychowawczyń się tym specjalnie nie przejęła, zapewne było to normalne.
- Dobranoc – odpowiedział cicho i opuścił pomieszczenie.
Droga do jego pokoju była minimalnej odległości od Shizuo, jednak mimo to zeszła mu zaskakującą ilość czasu.
Z tego co pamiętał szatyn cierpiał na bezsenność, co prawda już wcześniej zażył lekarstwa, ale te nie powinny zadziałać aż tak szybko. Chociaż czy to nie lepiej? Dzięki temu chłopak nie musiał męczyć się przed snem w pustym, ciemnym pomieszczeniu. Mimo wszystko nadal trochę się martwił.
Szatyna niemal natychmiast ogarnął dziwnie ciężki sen, jakby przytłaczający jego umysł. Narzucony siłą. Przynosząc ze sobą cień, powoli przejmujący władzę nad skatowanym umysłem. Twarze, śmiech... Znał te głosy doskonale. Słyszał je tak często... Przepełnione kpiną, rozbawieniem, czasem cieniem jakby litości... I oślepiające światło. I znów krew... Wszędzie...
I tak samo jak zazwyczaj ocknął się nagle, otoczony zupełnym mrokiem.
Chwilę trwało, zanim uświadomił sobie, gdzie się znajduje, czego wcale nie ułatwiały denerwujące zwroty głowy.
Tak podle jak teraz nie czuł się jeszcze nigdy. To wina psychotropów? Zacisnął powieki i przewrócił się na drugi bok, czując na sobie obce spojrzenie, wciąż słysząc chichot.
Nie, z pewnością nie zdoła zasnąć w najbliższym czasie...
Teraz, kiedy działanie leków ustąpiło już zupełnie, zmysły się wyostrzyły. Słyszał każdy dźwięk, szelest, skrzypnięcie, wszystko. Czuł ciepło, choć jego dłonie były, dla kontrastu, lodowato zimne.
Przygryzł wargę. Powinien wstać? Izaya-san zapewne już dawno śpi... Nie powinien go budzić.
Dobrze pamiętał, jak reagowały opiekunki, kiedy jeszcze kilka lat wcześniej w nocy odwiedził je kilka razy na nocnym czuwaniu. Na początku były uściski i nucenie kołysanek, dopóki nie zasnął, ale później stwierdziły, że już z tego wyrósł i każde nocne przebudzenie zbywały warknięciem "Do łóżka".
Ale z drugiej strony przecież Izaya-san ani razu dotąd tak nie postąpił... Ale to nie będzie narzucanie się? Nie chciał brać więcej, niż powinien...
Targany tą rozterką nagle uświadomił sobie, że siedzi już na skraju łóżka, mimowolnie rozglądając się za czarnymi w mroku plamami. Nic jednak nie dostrzegł.
Nadal niepewny, czy postępuje właściwie, wstał i poruszając się na wpół po omacku opuścił pokój. Na szczęście odkąd pamiętał nie polegał do końca na samym wzroku, który okazywał się już wiele razy tak złudny, więc nie miał z tym większych problemów.
Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju obok. Powinien? Przecież Izaya-san powiedział, że może przyjść... Ale w środku nocy? No i... czego konkretnie chciał?
Cofnął dłoń. Może to banalne. Może dziecinne. Może z tego wyrósł. Ale koniecznie potrzebował, żeby ktoś go przytulił... powiedział, że będzie dobrze... I obudzić się obok tego kogoś... Po raz pierwszy w swoim życiu.
Zanim zdążył nawet o tym pomyśleć, nacisnął już klamkę. W takich sytuacjach ciało działało nieraz szybciej niż umysł, podświadomie.
Również i ten pokój otulał atłasowy mrok, rozpraszany jedynie nikłą poświatą dobiegającą zza okna.
Za kilka dni będzie pełnia, przemknęło mu przez myśl. Ciekawe, jak wygląda księżyc zza okna w salonie...?
-I.. Izaya-san...? - Czuł wyraźnie gorąco napływające do twarzy.
Co z nim nie tak? Ma już siedemnaście lat a mimo to... Mimo to się boi.
Brunet niechętnie otworzył oczy, zaskoczony brakiem najmniejszych oznak słońca, podniósł się lekko, a widząc szatyna zastygł w bezruchu.
- S-Shizuo-kun? – zapytał po dłużej chwili z niedowierzaniem. – C-Coś się stało?! – Szybko otrzeźwiał, pokonując dzielącą ich odległość. – Coś się stało? – powtórzył, jednak tym razem ze względnym spokojem, intensywnie wpatrując się w oblicze chłopaka.
Nie wiedział, która jest godzina, ale po wszechogarniających ciemnościach mógł śmiało stwierdzić, że noc nadal trwa. To jedynie dodawało tajemniczości całego zdarzenia. Szatyn na pewno nie przyszedłby tutaj z byle powodu o tej porze. Coś musiało się stać!
-J-ja tylko... - wydukał niepewnie, uparcie odwracając wzrok.
Był w stanie wręcz wyczuć rumieniec, palący teraz jego twarz. Na wpół ze wstydu, na wpół ze strachu wywołanego żywym wspomnieniem koszmaru, po raz kolejny jego oczy wypełniły się łzami. To dziwne. Przecież dotąd nigdy nie płakał... A w każdym razie nie tak często! Może... to dlatego, że teraz ktoś zaczął zwracać na to uwagę? A może... po prostu nie wytrzymał gromadzącego się w nim napięcia, o którym już tyle się  nasłuchał i przy pierwszej lepszej okazji...?
Brunet bez słowa pogładził palcem jego policzek, po czym złożył na nim delikatny pocałunek.
Nie powinien tego robić w tym momencie, był tego doskonale pewien, ale bał się, że taka sytuacja mogłaby się już nigdy nie powtórzyć. Ma niecały rok, na wyleczenie go z tej natrętnej choroby, a nadal nic nie zrobił.
Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.
Nadal nic nie zrobił. Musi go z tego wyciągnąć, w końcu co to byłoby za życie, w którym nie udało mu się uratować ukochanej osoby? Zmarnowane, bo jakie inaczej?
Ta niewinna dusza, splamiona nieczystością ludzkich problemów.
Nie wiedział co powinien zrobić, jednak głupotą byłoby nie robić nic, tłumacząc to niepewnością. Nawet jeśli była to prawda. Wolał go stracić, próbując mu pomóc, niż stracić nie robiąc kompletnie nic. W tym przypadku nadzieja była błogosławieństwem, jednak szczęściu trzeba dopomóc.
Shizuo popatrzył na niego z zaskoczeniem i odruchowo dotknął miejsca, w którym przed chwilą spoczęły na moment wargi bruneta.
Z jeszcze większym zaskoczeniem stwierdził, że... podobało mu się to.
-Izaya-san... Czy... mógłbym... -zawahał się, znów uciekając wzrokiem gdzieś w bok. - Czy mogę spać dzisiaj z tobą? - Wyrzucił w końcu z siebie jednym tchem, niemal płonąc już ze wstydu.
Brunet uśmiechnął się, ukrywając w ten sposób zakłopotanie, chłopak nie powinien oglądać go w takim stanie, jednak…
- O-Oczywiście – mruknął, odsuwając dłoń.
Zgodził się.
Zgodził się.
Zgodził się.
Tylko te dwa słowa odbijały się teraz umyśle szatyna.
Naprawdę się zgodził. Nie wyśmiał go, nie powiedział, że jest już na to za stary. Po prostu się zgodził.
-Dziękuję, Izaya-san - wyszeptał, mimo wszystko nadal zmieszany, nie do końca wierząc w to, co się działo.
To wszystko było jak sen. To, że są tak blisko, to, że już zawsze tak będzie... Będzie? Nie, to tylko rok, tak?
 Kiedy już oboje ułożyli się wygodnie w łóżku, Shizuo wtulony w pierś Izayi, zdecydował się na jeszcze jedno pytanie, które męczyło go odkąd przekroczył próg nowego domu.
-Izaya-san? - zaczął cicho. - Dlaczego... dlaczego to mieszkanie jest takie duże?
- Zawsze pragnąłem podzielić się nim z jakąś osobą – odpowiedział ściszonym tonem, czując jak senność ponownie przejmuje kontrolę nad jego ciałem. Nie był w stanie nawet myśleć o sytuacji, w jakiej się znajduje. Niemal odpływał.
-To powinna być kobieta - mruknął szatyn, z niemałym zdziwieniem odkrywając, że również zasypia. Tak po prostu. Bez środków nasennych, bez siedzenia do rana. Aż dziwne. Senność tak różna od tej wymuszonej. Tak delikatna, jakby otulał go ciepły woal, jakaś mgła...
- Niekoniecznie – burknął jedynie w odpowiedzi.
Przez dłuższą chwilę pomieszczenie spowijała niemal idealna cisza, idealnie współgrająca z ciemnością oraz delikatnymi smugami białego światła, odbijanego przez księżyc.
- Dziękuję, Shizuo-kun – wyszeptał mimowolnie, mając nadzieję, że chłopak zdążył już zasnąć.
-Za co? - Wiedział, że jego głos nie powinien tak zabrzmieć. To trochę jakby zawierał tę nutę drwiny, której tak nienawidził. Jednak słysząc słowa bruneta po prostu... samo mu się wyrwało.
Izaya westchnął ledwo dosłyszalnie, przyciskając do siebie ciało młodszego chłopaka.
- Za to, że zgodziłeś się wypełnić te pustkę – mruknął w odpowiedzi i ostatecznie pozwolił sobie zasnąć z nadzieją, że gdy się obudzi, zobaczy twarz osoby, którą kocha nad życie.

***

I jeszcze słówko od Lacie ^^
Moi drodzy parafianie! xD Z racji tego, że obecnie kompletnie pochłonął nas nowy projekt, na jakiś czas zmuszone jesteśmy odsunąć premierę nowych części "Białego Snu". Mam nadzieję, że nam to wybaczycie, gdyż, jak już wspomniałyśmy w poprzedniej części "Niespełna rok", wiążemy z tym właśnie projektem wielkie ambicje. Mam nadzieję, że się podobało ^^

8 komentarzy:

Miyu pisze...

>//////<
Shizuu jest taakiii słooodkiiii!!!
>/////<
Chcee więęęceeej!
Dobra, teraz już moja wewnętrzna yaoistka nieco zluzowała. Okej... Więc.
Z punktu psychologicznego bardzo dobrze. Fajny opis psychozy. Realistyczny. Tak samo, jak tok myślenia shizofrenika. Nie wiem, jak to zrobiłyście, mój brat ma shizę, idzie podobnym torem. Któraś z was ma może shize? To stąd ten pomysł?
Ogółem podobało mi się ^^ Czekam na więcej!

Anonimowy pisze...

Oj kochani, ale o to chodzi... Piszecie do mnie, piszecie moją ''ksywkę'' z czego już jestem niezmiernie szczęśliwa, że wogóle się do mnie odzywacie. I gdy to robicie okazuje się, e nagle nie mogę tak już sobie tutaj przychodzić... A ponieważ jesteście z jedną z bardziej lubianych przeze mnie stron, w tym należycie do najbardziej lubianych blogów, to jak myślę, że nie mogę tutaj przychodzić to mi się płakać chce ;( *pociąga nosem*
No dobrze co do rozdziału:
Fajnie wyszedł. Na początku zastanawiałam się czy pisały to te same osoby co ''powinieneś walczyć'', bo opowiadania bardzo się różnią, ale jednak jeśli zagłębisz się, to jednak okazują się podobne. Miła odmiana, naprawdę bardzooo cieszę się, że zaczęliście pisać ten projekt. Bo gdzie się nie spojrzy to coraz więcej blogów o Drrr!! ale są do d*py za przeproszeniem, więc u was po prostu znajduję taką... odmianę.
Ohhh... Ale będzie kontynuowany ''Biały sen'', prawda? Poczekać mogę, ale oby nie za długo... Pozatym znalazłam taki milusi obrazek, który ciągle przypomina mi o ''Białym śnie'' , zobaczcie
http://static.zerochan.net/Vocaloid.full.1144403.jpg
i nie mogę się na niego napatrzeć ^.^
Pozdrawiam i czekam na następne kochani!;* Yuu

Ruukinai pisze...

Woah.
Niezła odmiana po "nie lubie ootoro" ^^''''
Ale nei powiem, ze mi się nie podoba ;)
To... miła odmiana ;D
Racja, postaci nie bardzo przypominają te z serii, ale to nei znaczy, że to źle... ;> Miło poczytać o nieco... innych stosunkach niż "zabiję cię" i "zabawię się tobą" ^^ czekam na więcej.

Tyzyfone. pisze...

Waaah <33 To jest świetne o.o Takie... inne od tego, co do tej pory pisałyście, w dodatku Shizuo i Izaya są tak naprawdę innymi ludźmi, co na początku (szczerze przyznam) mi się nie podobało, ale teraz widzę, że to jest świetne! Zainspirowałyście mnie i trochę się rozczytałam o tej chorobie. Hmm... powiem tak: gdyby to był real, Shizuo miałby marne szanse na wyzdrowienie ^^"

Anonimowy pisze...

Hohoho
Co ja widzę!
xD
Me gusta, me BARDZO gusta.
ALEEEE!
Nie podoba mi się ._____.
Oni się do tego NIE-NA-DA-JĄ!
Kto inny - mrrraaauuhahahahahhahaha >//<
Shizu i Izaya.... .... .... .... ._.
Niee, zdecydowanie wolę ich w nieco brutalniejszej odsłonie ^-^
Sam opek jest słooodkiiii i wooogóóleee
Ale nie o nich >< Poza tym nie umiem sobie wyobrazić Shizu-chana niższego niż izzy-kuun >< N I E i już ^^ Ale czekam na ciąąg daaalszyyyy~

Eterna pisze...

Bardzo podoba mi się te opowiadanie. Nigdy nie czytałam czegoś takiego ale chętnie przeczytam. Nigdy też nie przepadałam za tymi postaciami ale u je teraz ubóstwiam,

Anonimowy pisze...

Kiedy dodacie nowy rozdział? .____. Chcęę więęęęceeeej xD
Ogółem to słodziuchne ;D
I takie... odmienne ;>

Anonimowy pisze...

No dobrze. Przeczytałam wszystko, co tutaj umieściłyście. Z trudem powstrzymywałam się przed pochłonięciem tego w jeden wieczór, zrobiłam sobie nawet rozpiskę poszczególnych rozdziałów w zależności od ilości rzeczy do zrobienia na następny dzień (a wszystko po to, żeby jak najdłużej móc cieszyć się tym, co tworzycie). Uważam, że macie przeogromny talent i chciałam zapytać, czy mam jakąkolwiek szansę na czytanie tego dalej, bo zżera mnie ciekawość, a moja chora fantazja sama podsuwa mi różne drogi, którymi może potoczyć się ta i inne zamieszczone tu historie. Jeśli nie byłoby to problemem - mogłybyście powiadomić mnie o tym, czy mam jakieś szanse na ciąg dalszy na gadu-gadu ( 10542283 ), lub na mailu ( dzidzia127@go2.pl ) ? Z góry dziękuję :)