sobota, 15 września 2012

Niespełna rok [1].

Ok, ok.
Statystyki spadają, więc trzeba się w końcu wziąć, uch. x D
Dziękujemy tym, którzy nadal z nami są... i... wszystkim komentującym, i wgl. x D
No więc... tutaj "małe" opowiadanie z dedykacją dla Yuu - oto twoje Izuo. x D
Możliwe, że nie to miałaś namyśli prosząc nas o ten FF, ale mimo wszystko może ci się spodoba. Mamy wielkie ambicje co do tego projektu. x D
Tak, że zapraszam do czytania. ;3


***

Shizuo siedział na huśtawce, jakby od niechcenia lekko odpychając się nogami w tył.
Dzieci w wieku wczesnoszkolnym i nieco młodsze bawiły się, śmiejąc perliście co chwila, w kilkuosobowych grupkach. Czuwali nad nimi rodzice, co jakiś czas zerkając na swoje pociechy znad książki, lub przerwawszy rozmowę.
Szatyn uniósł spojrzenie ponad plac zabaw, gdzie na tle powoli ciemniejącego nieba, przy akompaniamencie głośnego szelestu poruszały się na wietrze czerwone i żółte liście drzew.
Gdzieś w oddali zaszczekał pies, przywracając go do rzeczywistości.
Skierował wzrok na bawiące się dzieciaki.
Na skraju piaskownicy, w oddaleniu od rówieśników siedziała najwyżej dziesięcioletnia dziewczynka o jasnych włosach. Jak zawsze samotna. Niepasująca do reszty.
Zawiesił spojrzenie na chorobliwej bladości jej twarzy, na zielonych oczach, w skupieniu obserwujących ziarna, przesypujące się między chudymi palcami, na zamek piętrzący się tuż przed nią. Na wieżyczki skrupulatnie ulepione z piasku i flagi zastąpione złotawymi liśćmi. Na usta, które wyglądały, jakby nie potrafiły się już uśmiechać.
Powoli wstał i jakby niepewnie stawiając kroki, podążył w jej kierunku.
Usiadł obok dziewczynki i odwzajemnił spojrzenie. Przez chwilę trwali w bezruchu, po czym, nadal milcząc, uśmiechnął się lekko i podniósł liść, zerwany przez wiatr, by po chwili wbić go na szczycie jednej z wież.
Dziewczynka nie uśmiechnęła się, ale przyjęła towarzystwo i już po chwili oboje, prowadząc cały czas niemą rozmowę, wspólnie rozbudowywali zamek.
Myśli brązowookiego wędrowały jednak zupełnie gdzie indziej. A konkretnie w pobliżu jednej osoby.
Ciemnowłosego mężczyzny o szkarłatnych oczach. Osoby, która zadała mu bardzo, bardzo ważne pytanie. Powinien się zgodzić? Czy to cokolwiek zmieni? I dlaczego Izaya-san w ogóle to zrobił? Może czuł, że to jego obowiązek? A może… z litości?
W pustym spojrzeniu nie odbijały się żadne emocje, a mimo to szczupła dłoń dziewczynki zacisnęła się lekko na jego ramieniu.
Z lekkim zaskoczeniem skierował na nią wzrok, w milczącym pytaniu.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, mówiąc więcej, niż potrzebował wiedzieć. Kącik jej ust drgnął delikatnie, jakby chciała się uśmiechnąć, ale nie potrafiła przypomnieć sobie, jak się to robi, po czym odsunęła rękę i wróciła do pracy.
Szatyn zamrugał szybko. Ale skoro Izaya-san powiedział, że naprawdę mu na tym zależy… Może powinien mu zaufać także w tej sprawie?
Z pewnością będzie wtedy inaczej niż do tej pory. A mimo wszystko… nadal nie był pewien.
Na piasek padł cień. Ktoś stanął przed nimi.
Zarówno chłopak jak i dziewczynka unieśli zaskoczone spojrzenia.
- Witam, chyba nie przeszkodziłem wam w zabawie, prawda? – zapytał cicho, pochylając się nieznacznie, w celu oglądnięcia wdzięcznej budowli, po czym powoli usiadł obok dziewczynki, uśmiechając się delikatnie.
Kojarzył ją z kliniki.
Poza tym jeśli pamięć go nie myliła, to równie często przesiadywała też tutaj. W towarzystwie szatyna lub sama. Dla Izayi wydawało się to w pewien sposób niemożliwe, by człowiek był zdolny do wypuszczenia chorego dziecka na zewnątrz i zostawienia go bez odpowiedniej opieki, jednak mimo to nie mógł nic poradzić na fakt, że takie przypadki naprawdę się zdarzały.
Oglądanie tego świata nawet z punktu obserwatora, było niemal tak samo bolesne, jak go przeżywanie.
Nikomu nie zawadzające duszyczki, wystawione na tak ciężkie próby, uwięzione w tych niewinnych i nieświadomych ciałach. Do tego samo nasze życie, ograniczone czasowo, a z wiekiem raniące jeszcze dosadniej za sprawą rosnącego doświadczenia.
Wszystkie ścieżki wypisane przez nadzieję, na lepsze jutro, wybierane ze świadomością, że ten błogosławiony dzień może nas nigdy nie zastać.
Mimowolnie na usta Shizuo wpełzł uśmiech.
-Nie przeszkodził pan - wymamrotał. Dziewczynka znowuż wróciła do lepienia budowli.
Szatyn popatrzył teraz w bok, w stronę kilkorga dorosłych. Rozmawiali niemal szeptem, śląc w ich stronę znaczące spojrzenia.
Przygryzł wargę, wbijając wzrok w ziemię.
Ludzie są okropni. Podli i zakłamani. Bezwzględni i egoistyczni.
-Shizu-chan - podniósł oczy, słysząc głos dziewczynki. Tak rzadko miał ku temu okazję. - Nie patrz tam. Oni nie wiedzą.
W zielonych oczach błyszczało coś dziwnego, tak dla nich odmiennego.
Kiwnął głową, uśmiechając się do niej.
I znów mimowolnie spojrzał na bruneta.
A wiec to teraz będzie musiał zadecydować? Tak szybko... Zbyt szybko.
- Taka mała, a mądrzejsza od tylu dorosłych – skwitował w zamyśleniu Izaya, łącząc spojrzenie z szatynem, siedzącym naprzeciw niego. – Myślę, że wiesz dlaczego tu przyszedłem – westchnął cicho, chcąc pokazać przez to niechęć do narzucającego się tematu. - Nie chcesz wrócić ze mną do „domu”, prawda? – Wyprzedził jego słowa i chociaż ta świadomość sprawiała mu zadziwiająco ogromny ból, uśmiech nie zszedł z twarzy.
Znał go już tak długi czas.
Chłopak przez te wszystkie lata stał mu się bliższy niż ktokolwiek inny. Chociaż wiedział, jak trudne to może się okazać, pragnął go mieć przy sobie, spróbować wyleczyć, a gdyby mu się to nie udało… on… kochałby go nadal. Tak samo jak teraz. To była jedna rzecz, która nie mogła ulec zmianie i był tego pewien. Uczucia, którymi darzył tę istotę, nie mogły przecież zniknąć.
Nawet gdyby Shizuo się nie zgodził, co mimowolnie było dla bruneta najprawdopodobniejszą odpowiedzią.
Szatyn powoli pokręcił głową.
-To nie... nie tak... Ja po prostu... - odwrócił wzrok i przełknął ślinę, szukając odpowiednich słów.
Czy tego chciał? Prawdę mówiąc, pragnął tego bardziej niż nawet normalnego życia. Mieszkać z nim, widywać go codziennie, częściej rozmawiać, nawet sama świadomość bliskości bruneta była dziwnie krzepiąca... Ale z drugiej strony... Po prostu nie mógł mieć pewności, czy Izaya-san naprawdę tego chce.
Nie chciał być już dla nikogo problemem.
Nigdy.
Dziewczynka zakaszlała sucho, ściągając na siebie uwagę osób wokół. Sama się tym nie przejęła, nadal pogrążona w budowie. Nagle, ignorując rozmowę zerwała się z miejsca i chwiejnym krokiem odeszła trochę, żeby po chwili wrócić, trzymając w drobnych dłoniach wachlarz wielobarwnych liści.
Myśli Shizuo znów odbiegły od rozmowy i zatopiły się w ciepłym dotyku ostatnich już tego dnia promieni słońca, a później dalej, w chłodnym, październikowym powietrzu i suchych ziarnach piasku, ściskanych w ręce.
Szkarłatne spojrzenie zawisło na dziewczynce z lekkim pobłyskiem zaniepokojenia.
- M-Masz już siedemnaście lat – zaczął, niepewnie odrywając od niej wzrok - Shizu-kun. Adoptuję cię, spróbuję wyleczyć… jeśli nie zdążę przed twoimi osiemnastymi urodzinami będziesz mógł odejść, nie przejmując się zupełnie niczym, zgoda?
Shizuo wyczuł dziwne drżenie w głosie bruneta.
Niespełna rok... To w ogóle możliwe?
Jeśli teraz odmówi, taka okazja prawdopodobnie już sie nie powtórzy. Ale... jeśli się zgodzi... Właściwie co? Co sie stanie? Może Izaya-san nie kłamie, nie robi tego z innych niż osobiste powody, niezwiązane z jego zawodem, czy znajomością między nimi?
Przypomniał sobie pozornie ciepłe spojrzenia wychowawczyni i okrutny szept, kiedy sądziła, że nie słyszy.
I przypomniał sobie dźwięczny śmiech bruneta, szczere zainteresowanie, z jakim ten go słuchał.
Przez chwilę jeszcze milczał, nieco zagubiony między tymi myślami, po czym niepewnie przemówił.
-Zgoda.
Na ustach bruneta mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech, który był oznaką nie tylko radości, ale też zaskoczenia. Izaya był pewien, że to jedno słowo jest w stanie zmienić ich całe, dotychczasowe życie.
Zmienić je na zawsze i na lepsze. 

4 komentarze:

Tyzyfone. pisze...

Ugh xD Merdziu, wiesz że zawsze musisz mi potem wszystko tłumaczyć, nie? ;D
Fajne, fajne, czekam na rozwiniecie, bo to jest za małooo :D

Unknown pisze...

Bardzo dawno tutaj nie zaglądałam za co wielkie gomen! N szczęcie już nadrobiłam moje zaległośći ;)

Ta mniniaturka była taka miła i spokojna. Zadziałała na mnie naprawdę odprężająco po całym dniu nauki i za to dziękuję ^^ Przyjanmniej podładowałam baterie xD
Shizuo i Izaya byli (nie wiem czy użyję do końca dobrago okreslenia, ale w tym momencie nic innego nie przychodzi mi do głowy) słodcy ^_^
Czekam na kolejne tak cudowne fiki :)

Anonimowy pisze...

Przepraszam was bardzo że dopiero teraz piszę komentarz a ten tekst dedykowany mi , naprawdę przepraszam, ale nie miałam dostępu do internetu ;(
Spokojnie tak szybko się od was nie odczepię. Dopóki będziecie pisać ja zostanę z wami :*
Bardzo dziękuję za ten tekst :* Był taki... miły dla oka (?. nie umiem tego wyrazić). Fajnie i szybko się czytało.
Mam pytanie. Czy będziecie pisać jeszcze jakieś dłuższe opowiadanie? (bo to na długie się nie zapowiada[gdyby było to kontynuowane... fajnie by było ^.^] to i tak na długie się nie zapowiada) takie jak ''powinieneś walczyć'' (lub dłuższe) ?
I czy dokończycie ''biały sen'' ?

Pozdrawiam was i jeszcze raz naprawdę dziękuję za ten tekst ( który mam nadzieję że zostanie kontynuowany , chociaż jeden następny rozdział.). Pozdrawiam Gorąco. Życzę weny. I ogłaszam że za każdym razem kocham was coraz bardziej :*. Yuu

Anonimowy pisze...

Witam! Chciałam poinformować, że w najbliższym miesiącu, choć może nawet dłużej (oby nie ;( trzymajcie kciuki;) ) możliwe, że będę później odpisywała na opki. Naprawdę przepraszam, ale nie myślcie sobie, że więcej się tutaj nie pojawię. Po prostu, będę musiała tutaj rzadziej wchodzić. Jeszcze raz przepraszam. Yuu