Kamui odsunął się o kilka kroków i ponownie zmierzył swoje
dzieło długim spojrzeniem. Znów coś było nie tak. Zastanowił się przez chwilę,
mrużąc oczy. Może zbyt ciemne kolory? Nie... chociaż?
Obraz malował na zamówienie pewnego pasjonaty z sąsiedniego
miasta. Miał przedstawiać Dolinę Rosemerthy, jednak z jakiegoś powodu wcale jej
nie przypominał.
Z niecierpliwością pomachał pędzlem, nieuważnie rozbryzgując
wokół trochę zielonej farby. Nie zwrócił na to jednak uwagi.
-Za ciemne - mruknął. - Biały... potrzebuję białego...
Zaczął rozglądać sie po pomieszczeniu w poszukiwaniu
wspomnianego pigmentu, jednak odnalezienie go w panującym wokół bałaganie
graniczyło niemal z cudem.
Pokój, który wynajmował był całkiem spory jak na tak
bzdurnie niską cenę, jednak odkąd się tam wprowadził, z każdym dniem kolejne
jego części znikały pod zwałami papieru, płótna, rozmaitych farb, tkanin i
akcesoriów niezbędnych do wykonywania jego pracy. Wszystko tonęło już w ciemności,
rozpraszanej tylko blaskiem kilkunastu świec rozłożonych w różnych miejscach.
Westchnął głęboko, nadal szukając białej farby.
-No gdzie od jasnej cholery...? - jego wypowiedź przerwała
kobieta, otwierająca drzwi bez jakiejkolwiek zapowiedzi. To znaczy, próbująca
je otworzyć, bo zatrzymały sie po kilku centymetrach, zablokowane jakąś
zagubioną sztalugą. - Momencik!
Odłożył pędzel na pierwsze lepsze coś stojące w pobliżu i
pospieszył jej z pomocą. Szarpnął mocno drzwi i stanął twarzą w twarz z młodą, różowowłosą
dziewczyną. Wyraźnie zdenerwowaną.
-Wiesz, która jest godzina? - palnęła na wstępie, omijając
go i wchodząc do pomieszczenia.
-Byłbym wdzięczny, gdybyś pukała - mruknął, ale puściła to
mimo uszu.
-Powinieneś więcej sypiać - oświadczyła, zbliżając się do
rozpiętego płótna. -Dobrze ci idzie - pochwaliła. - Ale trochę to .. .ciemne.
-Wiem, szukam właśnie farby - przewrócił oczami.
-Wątpię, żebyś znalazł cokolwiek w takim ... zamieszaniu -
westchnęła, obrzucając pokój zmęczonym spojrzeniem. -Jak możesz mieszkać wśród czegoś... takiego?
Nie boisz się, że podczas snu zje cię jakiś niezidentyfikowany współlokator?
-Nie mam na to czasu - burknął tylko, znów rozglądając się
za zgubą.
-Na nic nie masz czasu - powiedziała z wyrzutem. -
Tylko praca, praca, praca...
-Lubię to, co robię - odrzekł tylko, przesuwając jakieś
pudło.
-Zauważyłam. Gakupo-kun, zrób sobie przerwę. Chociaż na parę
dni. Proszę - dodała, w zakłopotaniu splatając ze sobą palce. - Martwię sie o
ciebie - wyznała, ukrywając zarumienioną twarz za kurtyną długich włosów.
Artysta zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
-Luka-san... ja... -zaczął, ale znów mu przerwała.
-Po prostu Luka. Ile razy mam ci to powtarzać?
-Emm - zawahał się, zakłopotany. - Przepraszam, że musisz
się o mnie martwić - uśmiechnął się. - Ale dam sobie radę. Poza tym... Jest!
Niemalże w biegu pokonał dzielącą ich odległość. Luka
popatrzyła na niego, lekko przestraszona, ale ominął ją.
-Znalazłem! - Pomachał triumfalnie poszukiwanym barwnikiem.
-Gakupo-kun... -w jej głosie przebrzmiało rozbawienie.
-Kiedy skończysz z tym obrazem, weźmiesz wolne. Obiecaj.
-Ale... -Wcale mu sie to nie uśmiechało. Już miał umówione
kolejne trzy terminy i wolał jednak na nie zdążyć.
-Obiecaj! - zażądała.
-Emm... Dobrze. Obiecują. Ale najwyżej dzień.
-Dwa.
-Niech będzie. Dwa dni.
-Świetnie - uśmiechnęła się promiennie i opuściła pokój. -
Dobranoc, Gakupo-kun - powiedziała jeszcze w drzwiach.
Chłopak przez chwilę
wpatrywał sie w ścianę, za którą zniknęła Luka.
Czy to możliwe, żeby dziewczyna się w nim... zakochała? Też
coś. Uśmiechnął sie lekko z politowaniem dla samego siebie i pokręciwszy
uprzednio głową, otworzył farbę.
Po lekkich problemach ze znalezieniem czystego pędzla
podszedł w końcu do obrazu, żeby tuż przed nim najzwyczajniej w świecie potknąć
się o jakiś zabłąkany przedmiot i wylać część płynu na świeżo poprawiany obraz.
-Nie... Nie, nie, nie, nie, nie... Tylko nie to! - zajęczał,
zrywając się z podłogi. Zamarł. Farba zamiast pobrudzić obraz... zamazała go.
Zupełnie, jakby nigdy nie pokrył tego płótna farbą.
Z niedowierzaniem przejechał palcami po białej plamie.
Suche.
Zmarszczył brwi.
-Majaczę - skwitował. - Lepiej naprawdę pójdę już spać.
~
Powoli przymknął swoje lazurowe oczy, pozwalając myślom wpaść
w ramiona wyobraźni. Nieświadomie położył się na trawie, zmęczony monotonnością
dnia. Mimo toczącej się w jego głowie akcji, oddech zdążył się już umiarkować.
Widział to.
Pole pokryte krwią poległych żołnierzy, do upadłego
walczących za obronę swoich krajów. Ogromne jaskinie, w których echem odbijał
się nieopanowany płacz kobiet i dzieci, doskonale zdających sobie sprawę z
tego, że jedynie jeden krok dzieli ich od śmierci. Zaszklone oczy młodych
mężczyzn, wyrwanych z objęć ich matek, zmuszonych do trzymania ciężkiego
oręża, by bronić tych, którzy pozwolili na zabicie ich bliskich. Kruki, ptaki
symbolizujące śmierć, latające z drzewa, na drzewo, błogosławiące poległych
swoją odrażającą pieśnią.
Widział to wszystko, jednak za nic nie mógł ubrać w słowa.
Powoli otworzył jedno oko, które radośnie przywitały
tańczące na wietrze promienie słońca. Podniósł się, obiecując sobie, że to już
ostatni raz.
Na oślep wyciągnął pióro, drugą ręką otwierając niewielkich
rozmiarów, dość stary zeszyt.
Badawczym spojrzeniem omiótł całą jego pierwszą stronę.
- Nie siedź tak, bo złapiesz wilka, Bakaito - usłyszał, roześmiany
głos Meiko.
- Ile razy mam cię prosić żebyś mnie tak nie nazywała? -
burknął cicho, ponownie mrużąc oczy.
- Dużo razy!
- Świetnie - skwitował po chwili, ignorując słowa brunetki.
Zapomniał. Nie, brakowało mu słów. Nie, po prostu nie umiał!
- Coś się stało? - Meiko przeniosła swoje brązowe spojrzenie
z zeszytu, na wyraźnie zdenerwowanego niebieskowłosego. - Znowu nie masz weny?
- Ech, na to wygląda - mruknął, przeglądając puste strony.
- Nie przejmuj się tak, zaraz na pewno coś wymyślisz! -
Usiadła obok niego, by po chwili położyć głowę na jego ramieniu.
- Jestem aż tak beznadziejny, że musisz mnie pocieszać, co?
Koszmar, Meiko-chan. Koszmar. - Mówiąc to pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Może wrócimy do domu? Napijesz się, zrelaksujesz... To na
pewno ci pomoże! Ostatnio jesteś strasznie spięty, wiesz?
- Możliwe - przyznał niechętnie, po chwili namysłu. - Idź
przodem, zaraz cię dogonię.
- Tylko się nie zgub, Bakaido! - Uśmiechnęła się wesoło i
podskakując ruszyła w stronę ich mieszkania.
Dzisiaj jakoś nie przypominała sama siebie, jakby całą swoją
powagę, no i intelekt schowała do torby i zgubiła.
Chłopak tylko przeklął siarczyście pod nosem, a swój wzrok ponownie
zatopił w niemalże pustych kartkach.
"Jej marzeniem była wolność, ponieważ chęć spełnienia
go, dodawała jej nadziei. Nadziei na lepsze jutro. Uśmiech nie zniknął jej z
twarzy, nawet wtedy, kiedy stanęła naprzeciw kata" - chciał napisać,
jednak pióro zamiast pisać, ochlapało całą stronę białą, niezidentyfikowaną
cieczą, zmazując przy tym cały, wcześniej napisany tekst.
Siedział tak, wpatrując się na to z osłupieniem. Wiedział,
że dzisiaj mu nie szło, ale żeby aż niebiosa miały nań zareagować?
Potrząsnął głową, wyrzucając w ten sposób zbędne myśli.
Nadal w lekkim szoku, przejechał palcem po kartce i
następnej, i następnej, i następnej. Wszystkie były suche, puste, a mimo już
wielu lat, wyglądały na nowe.
- Bakaito! Chodźże już - krzyk brunetki przerwał jego
rozmyślenia.
Niepewnie zabrał wszystkie swoje rzeczy, wstając przy tym,
po czym ruszył w stronę Meiko.
~
Chyba naprawdę był zmęczony, bo w chwili, gdy tylko
przyłożył głowę do poduszki i zamknął oczy, momentalnie zasnął.
Przez jakiś czas nie śnił o niczym, dopiero później go
zobaczył.
Jego sylwetka była zamazana, jakby stał pośród gęstej mgły,
kontury były niemal niedostrzegalne.
Mimo tego doskonale rozróżniał kolory.
Czysty błękit, miejscami przechodzący w granat, jasny, żywy
blask w oczach. Lekki uśmiech goszczący na przystojnej twarzy.
Nieznajomy również mu się przyglądał.
Gakupo nie był w stanie się ruszyć, jak sparaliżowany
wzrokiem chłopaka. Czuł cos dziwnego, nieznane dotąd ciepło gdzieś w okolicach
serca, pomieszane z sennym otępieniem, letargiem znanym właśnie z sennych
mrzonek.
Nie bardzo myśląc o tym, co robi, wyciągnął przed siebie
dłoń, jakby chciał przeniknąć taflę mgły i upewnić się, że niebieskowłosy jest
prawdziwy. Postąpił w jego kierunku i...
Gwałtownie otworzył oczy.
Pokój zalewało blade światło poranka.
Jęknął przeciągle i z trudem przewrócił się na drugi bok, w
efekcie z głuchym łomotem lądując na podłodze, pośród porozrzucanych na niej
płócien. Westchnął głęboko, zasłaniając dłonią oczy.
Pora do pracy.
Zamiast jednak przygotować zieloną farbę, na wpół wbrew ponaglającemu terminowi sięgnął po błękitny barwnik.
Zamiast jednak przygotować zieloną farbę, na wpół wbrew ponaglającemu terminowi sięgnął po błękitny barwnik.
~
Zaraz po tym, jak skończył jeść kolację bez słowa ruszył w
stronę swojego pokoju.
Już na wstępie przywitały go ciepłe promienie zachodzącego
słońca. Uśmiechnął się pod nosem i jak w transie położył na drewnianym łóżku.
- Kolorowych snów, Bakaito. - Nawet nie zauważył siedzącej
obok niego dziewczyny.
- D-branoc - mruknął cicho, momentalnie zasypiając.
Było ciemno i zimno.
Siedział, a całe jego ciało nieopanowanie drżało. Czuł się
jakby zamknięty w lodowej klatce, a słone łzy nieustannie spływały po jego
twarzy.
Nagły blask, zmusił go do przymknięcia oczu. Widział
człowieka!
Poderwał się i niemal natychmiast boleśnie uderzył o
niewidzialną ścianę.
Światło przysłaniało większość szczegółów, jednak doskonale
widział długie, wręcz fioletowe... na pewno fioletowe? Cóż, tak mu się
wydawało. Długie, fioletowe włosy, związane w kucyk. Podobnego koloru oczy,
poza tym nieznajomy był od niego lekko wyższy.
Niestety nie ważne jak bardzo starał się wyostrzyć wzrok,
dostrzegał jedynie tyle. Mimo to jego obraz zapisał się w pamięci Kaito.
Poczuł, jak uśmiech sam wkrada się na jego twarz, a krople,
spływające po jego twarzy zniknęły.
I wtedy nagły szok. Blask znikł, a za sylwetką nieznajomego
pojawiła się ciemność, niby otchłań. Widział jeszcze, jak wyciąga w jego kierunku
dłoń, a potem...
Obudził się, cały zlany potem.
W jego pokoju nadal było ciemno, jednak przyzwyczaił się do
tego, była to wina złego położenia pomieszczenia, a raczej okien, skierowanych
na zachód.
Przeciągnął się i chwiejnym krokiem usiadł za biurkiem.
"Blask niczym żyjąca istota, spowijała wszystko
dookoła."
***
Uch, następne i nowe opowiadanie, co oczywiście nie znaczy, że Shizaya ( dla której w końcu wymyśliłyśmy tytuł - "Powinieneś walczyć" ) nie będzie kontynuowana. W sumie to jest już skończona, wystarczy poprawić i dodać. ;3
Z góry dziękujemy za komentarze, no i staram się ogarnąć stronkę.
2 komentarze:
Ok mam pytanie. To będzie kontynuowane w najbliższym stuleciu? D: Bo chcę ciąg dalszy i to zanim starzy odetną mi neta xD
Czyli do końca przyszłego tygodnia. Błagam o to uniżenie! *pada na kolana* Błagam, dodajcie ciąg dalszy przed końcem tygodnia! T^T
OMG, wybacz x D.
W sumie brak nowego rozdziału to moja wina... ech, wszystko powinno pojawić się do jutra! *m*
Łii, jest motywacja! x D
Prześlij komentarz