poniedziałek, 10 września 2012

Powinieneś walczyć. [8]. - END

Wszystkie (chyba) błędy w tej notce zostały poprawione.
Witam Was, drodzy Czytelnicy w tym cudownym dniu. 
Tak, własnie dziś poznacie przecudowne zakończenie tego projektu! :D
Oto przed Wami kolejna i już ostatnia notka dotycząca "Powinieneś walczyć". Mam nadzieję, że się spodoba, nie bijcie po zakończeniu zbyt mocno i życzę miłej lekturki ^^


--------------------------


Lekko zdezorientowanym wzrokiem omiótł pomieszczenie, jednak przez rażące promienie światła nawet po dłuższej chwili nie mógł nic zaobserwować.
Głowa bolała go niemiłosiernie, do tego miał ochotę zwymiotować. Ciało miał jakby sparaliżowane, a umysł pracował na wręcz nikłych obrotach.
Spróbował przetrzeć oczy, ale coś mu to uniemożliwiło. Dopiero w tej chwili poczuł piekący ból na nadgarstkach i kostkach, jakby coś owinęło mu się w okół tych częściach ciała.
-Dzień dobry, Śpiąca Królewno - zakpił wysoki mężczyzna ubrany w czerń. Przykucnął przed Izayą i uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że jesteś skory do współpracy.
- Z-Zależy kto mówi - prychnął, a zmrużywszy oczy, próbował skojarzyć jego sylwetkę.
-Hmmmh... coś takiego! Taki świetny informator mnie nie zna - zaśmiał się złowróżbnie. - To nieistotne. Powiesz mi teraz wszystko co wiesz o Bezgłowym Jeźdźcu, niejakim Shizuo Heiwajimie i tym pseudo-doktorku w okularach.
- Trudno mi skojarzyć ogromną czarną plamę - przyznał na głos. - Dwie osoby z wymienionych są miejską legendą, żeby się o nich czegoś dowiedzieć trzeba się nieźle napracować albo zapłacić dość pokaźną sumkę. 
Trzeźwość umysłu co prawda nadal nie wróciła mu w stu procentach, ale nawet majacząc nie dałby się bandzie jakichś "Facetów w czerni". Też coś.
-No popatrz. A my wcale nie zamierzamy zapłacić - zamilkł na chwilę i podszedł bardzo blisko chłopaka. Przytrzymał go za włosy i zmusił do podniesienia twarzy. Uśmiechnął się lekko, widząc szkarłatne wypieki na jego twarzy. - Czym go nafaszerowaliście?
-Niczym. Nawdychał się trochę... siedemnastki... bo piętnastka się już skończyła i pomyśleliśmy, że siedemnastka...
-Nieważne - przerwał mu mężczyzna. - Czyli raczej dość trudno będzie mu się skupić- mężczyzna znów się zaśmiał, wyjmując pistolet. Puścił włosy Izayi i wycelował w niego, kładąc palec na spuście. - Słucham. I ostrzegam, że nie jestem zbyt cierpliwy. A twój stan cię nie usprawiedliwia.
- W Wenezueli można zakupić litr paliwa za mniej niż dziesięć groszy - parsknął, pociąwszy za ręce z nadzieją, że sznur puści. - Cholera - mruknął, po chwili.
Najwyraźniej nie miał na sobie wcześniej ubranej kurtki, chociaż mimo to było mu okropnie gorąco. Co prawda nie był tego do końca pewien, ale na końcu jej rękawów było pełno guzików, obijających się o jego dłonie przy każdym, najmniejszym ruchu.
Niestety i tak byłby naprawdę małe szanse, że dostałby do kieszeni, a w dodatku, że wcześniej nie zostałby przeszukany.
-Zapytam raz. Jeden, jedyny raz. Później możemy włamać się do twojego mieszkania i shakować te dane. Ale wtedy będziesz już martwy. Więc?
- Te dane? To znaczy jakie?
-To znaczy te dotyczące Jeźdźca, Heiwajimy i tego cholernego okularnika - był coraz bardziej zirytowany.
- Gdybym je miał na komputerze w takich sytuacjach, jak ta już mógłbym nie żyć.
-W takim razie znajdziemy innego informatora - warknął. - Gadasz czy nie?
- Powodzenia - wyszczerzył się z rozbawieniem, chociaż wyraz jego twarzy prawie natychmiast zmienił się w grymas bólu, czując następny spazm, jakby gorączki.
-Patrzcie, patrzcie - zakpił bandyta. - Coraz bardziej rozpalony... Urocze. Szkoda że zginie, zanim zdąży zaspokoić to pragnienie -westchnął. - Wkurwiłeś mnie. Tacy ludzie giną - bez dalszego przeciągania nacisnął na spust.
Izaya krzyknął, czując paraliżujący ból w okolicy lewej ręki, który niemal natychmiast przeniósł się na wszystkie części jego ciała.
- Strasznie wleczesz się z tym zabijaniem - warknął, podgryzając dolną wargę do krwi. Strzał nie miał na celu zabicie, chyba że chcą żeby został jakiegoś zakażenia. Miało to raczej wystraszyć go i zachęcić do współpracy. A przynajmniej tak mu się wydawało.
-Jeśli zrobiłbym to od razu, nie miałbyś szansy na ratunek. No i byłoby zdecydowanie mnie zabawy - zaśmiał się kpiąco, zwracając uwagę na coraz szybszy oddech bruneta. -Nie przesadziliście z tym troszkę?
-Daliśmy tyle, ile kazałeś...
-Tyle, ile kazałem piętnastki, co? No, to szybko mu raczej nie przejdzie. Więc jak? Gadasz, czy kontynuujemy? - ponownie wycelował do niego, tym razem mierząc w kolano.
Nie odpowiedział, wpatrując się tępo w przestrzeń przed sobą.
Jego instynkt samoobronny kazał mu się poddać lub przynajmniej zacząć jakąś bzdurną gadkę, jednak nie mogła znieść tego duma.
- Możesz już kontynuować.
Mężczyzna przeklął siarczyście i bez zastanowienie kopnął w krzesło, do którego przywiązany był informator, na tyle mocno, że te w odpowiedzi przewróciło się, razem z brunetem lądując na podłodze.
-Gadaj! Już! - ryknął, znów podnosząc broń.
Izaya dziękował w myślach, że mimo wszystko spadł na prawe ramię, chociaż i tak już wszystko go bolało. Do tego ten śmieszny specyfik. Nie był pewien czy to jego wina, czy może tego całego masochizmu, ale nawet teraz, zamiast się uspokajać, czuł tę samą falę gorąca, co wcześniej.
- Wal się - mruknął przez zaciśnięte zęby.
Tamten znowuż niemal na nim usiadł, przyciskając lufę pistoletu mniej więcej na wysokości serca informatora.
-Jak sobie życzysz - wycedził przez zęby. Już miał nacisnął spust, kiedy nagle wpadł na inny pomysł. - Wiesz... naprawdę potrzebujemy tych informacji. A jeśli zdechniesz, nie będziemy ich mieć przez dosyć długi, być może kluczowy czas. Nie masz nikogo na tyle bliskiego, żeby jego śmierć cię zabolała, co? Hmm... W takim razie, myślę, że możemy spróbować jeszcze jednego sposobu.
Mówiąc to wolną ręką powoli przesunął po kroczu bruneta.
Z jego ust wydobył się niemal natychmiast stłumiony jęk.
Spróbował zrzucić z siebie mężczyznę, ale już samo drżenie ciała wywoływało ból.
- N-Nie dotykaj mnie! - krzyknął, już nawet nie siląc się na spokój.
-Więc mów, co wiesz -zaśmiał się, odrzucając pistolet. Lewą dłonią coraz intensywniej pieścił krocze chłopaka, prawą wsunął pod jego bluzkę.
- Spierdalaj! - warknął, przełykając głośno ślinę. - Pieprzony zboczeniec...
-Hmm... mogę przestać, jeśli wszystko powiesz - oświadczył, rozpinając spodnie informatora. Powoli przesunął dłonią po jego nabrzmiałej męskości, wywołując kolejny jęk. - Więc jak?
-Spierdalaj! - powtórzył, teraz szarpiąc się wręcz na oślep, nie przejmując się raną z wcześniejszego strzału.
Oprawca zaklął pod nosem.
-Weźcie go jakoś przytrzymajcie! - polecił swoim podwładnym, wstając. Wezwani rozwiązali Oriharę i zmusili do uklęknięcia. Unieruchomili go w tej pozycji przytrzymując za ramiona i naciskając na plecy. -Zdjąć mu spodnie - padło kolejne polecenie, również wykonane niemal natychmiast.
- M-Mam rozumieć... że ten sposób... j-jest zabawny? - zaśmiał się, ledwo łapiąc oddech.
W takiej sytuacji czy było to możliwe, czy nie, musiał się uspokoić, chociaż w tym szczerze nie pomagało palące się w nim podniecenie.
Lekko zawirowało mu się w głowie, wyjaśniał to sobie utratą krwi, ale miał nadzieję, że to może jakiś skutek uboczny tego specyfiku, chociaż nie był do końca pewien czy stracenie przytomności w takiej chwili nie było jedną z tych lepszych ewentualności.
Z jego ust ponownie wyrwało się parę przekleństw. Co z tego, że udawało mu się wyrwać, skoro i tak nie był w stanie wstać. Zastanawiał się nawet czy on po prostu nie chce uciekać. Był tak podniecony, że w chwili, kiedy pozbawiono go spodni po prostu zamarł, mając nadzieję, że oprawcy przynajmniej dadzą mu dojść.
~
-No, jestem już przed magazynem - warknął Shizuo do telefonu. - Tak, to na pewno ten? Żeby potem nie było na mnie! - Shinra conajmniej go izrytował. Celty, dyktująca niby-lekarzowi namiary też wcale się nie spieszyła. A jak na złość nie mogli mieć pewności, czy szajka, którą do tego czasu śledził Orihara zabrała go akurat tutaj. Równie dobrze mógł teraz być już gdzieś za miastem. - Dobra, zadzwonię za chwilę - zakończył rozmowę i wsunął komórkę do kieszeni.
Zmierzył budynek długim spojrzeniem. Dotąd uznawany za jeden z licznych magazynów na obrzeżach Ikebukuro... czy naprawdę mógł być też siedzibą fałszywej drogówki prześladujących Jeźdźca bez głowy?
-Izaya, jeśli naprawdę wpakowałeś się w coś niebezpiecznego, własnoręcznie cię zabiję - warknął bardziej do siebie.
Tak, jak się spodziewał, ogromne, dwuskrzydłowe metalowe drzwi były zamknięte od środka. Dla niego jednak nie stanowiło to praktycznie żadnej przeszkody. Wystarczyło mocniejsze kopnięcie i drzwi najzwyczajniej w świecie opuściły swoje miejsce, lądując jakieś dziesięć metrów dalej.
-No dobra, szumowiny! - Echo odbiło jego głos od nagich ścian budynku. -Wyłazić. A jeśli chcecie jeszcze pożyć, proponuję na wstępie się poddać.
Z każdym słowem zbliżał się do kolejnych drzwi, prowadzących do jednego z trzech pomieszczeń. Te drzwi również wyważył bez większych trudności. Wszedł do środka i ... oniemiał.
To, co zobaczył, przerosło jego najśmielsze obawy.
Trzej mężczyźni trzymali Izayę w dosyć jednoznacznej pozycji, pochylał się nad nim czwarty, najwyraźniej przygotowując się do penetracji. Pozostali dwaj stali obok.
W chwili, gdy do pokoju włamał się blondyn, zatrzymali się i popatrzyli na niego z niekrytym zaskoczeniem. Kilka sekund trwało, zanim dotarła do nich powaga sytuacji i zaczęli szukać broni. Ale było już dla nich za późno.
Gniew przyćmił mu umysł. Narastająca wściekłość objęła kontrolę nad jego ciałem.
Pierwszy przestępca został posłany na ziemię jednym uderzeniem, kolejny dołączył do niego po ledwie sekundzie, podobnie jak i kolejni. Oddychał ciężko, drżąc jeszcze ze złości. Otarł krew z dłoni o spodnie i ocknął się z amoku. 
Izaya.
Natychmiast przyklęknął przy brunecie.
Chłopak z trudem łapał oddech, w jego oczach błyszczały łzy, twarz pokrywał intensywny rumieniec. Zaciskał kurczowo dłonie i mamrotał coś pod nosem.
-W coś ty się wpakował, idioto? - warknął, podnosząc go do klęczek i obejmując. - Żyjesz jeszcze?
- A-Aż tak... źle wyglądam... Shizu-chan? - wydukał, przyciskając go do siebie. - Z-Zróbmy to... błagam... 
Wbił się w usta blondyna, okruszkiem palców błądząc po jego torsie. Czuł się prawie jak w transie, nie będąc pewien czym spowodowanym.
To było aż śmieszne. Blondyn zjawił się akurat w momencie, kiedy Izaya o nim pomyślał. Można nawet powiedzieć, że nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że ma po prostu jakieś omamy. W każdym razie cieszył się niczym małe dziecko, wdychając jego zapach.
Shizuo nie wątpliwie go podniecał, nawet bardziej niż to gówno, które wcześniej mu podali. Tylko… czy czuł do niego coś jeszcze?

Nie przerywając pocałunku szedł niżej i niżej, aż w końcu doszedł do spodni. Rozpiął je bez większego problemu, po czym przerwawszy pocałunek, spojrzał w brązowe oczy naprzeciw niego. 
-Teraz? Izaya... jesteś ranny - zauważył. - Co oni ci...?
Nawet w takiej chwili brunet budził w nim żądzę. 
Pocałował go, równocześnie delikatnie wkładając w niego palce. 
-Izaya - zaczął poważnym tonem. - Czy oni cię ...? No wiesz...?


- D-Do niczego... nie doszło... - mruknął, rozpinając jego koszulę.
- S-Shizu-chan... - jęknął nagle, czując jak blondyn zaczyna nimi poruszać. - Ch-cholera... nie baw się... !
-Nie bawię się, tylko cię przygotowuję - warknął, ale niemal natychmiast złagodniał. - Czyli nadal jesteś wyłącznie mój, co? - Pchnął go na posadzkę i zdjął z niego do końca spodnie. - Gotowy?
- Ta-ak... 
Jęknął głośno w chwili, kiedy Shizuo zaczął w niego wchodzić. 
Każdy gest, każdy dotyk ust, dłoni czy nawet słowa. Wszystko czuł bardziej, mocniej, dogłębniej. 
Zacisnął zęby, próbując w ten sposób chociaż trochę się opanować, jednak teraz było na to już chyba za późno. 
Z każdym pchnięciem jego podniecenie wzrastało, chociaż już chwilę temu wątpił, że jest to jeszcze możliwe. Czuł jak całe jego ciało drży oraz to, że zaraz dojdzie.

-Izaya... - zdołał tylko wyszeptać gorączkowo blondyn. Wtedy pomieszczenie wypełnił krzyk informatora i doszli niemal w tym samym momencie. 
Nadal cały drżał, a jego policzki nadal przypominały ogień.
-Izaya... - zmarszczył brwi. -Chcesz... jeszcze?
-P-Po prostu... G-Gorąco... -Ujął jego dłoń i oblizał palce, jednak zdawszy sobie sprawę z tego co robi, od razu przerwał.
-Izaya... Wracajmy do domu, dobrze? -  Objął go, zamykając oczy  i oparłszy głowę na jego ramieniu, delektował się zapachem bruneta.
-M-Moment... - szepnął, rozglądając się za swoimi rzeczami.
Wstał powoli, ledwo łapiąc równowagę. Wyciągnął nóż z kieszeni kurtki, po czym przeciął jej rękaw, z którego wypadło parę tabletek. Nie zastanawiając się długo połknął kilka, biorąc głębszy oddech.
Był to jakiś specyfik, który już dawno temu dostał od Shinry. Dzięki niemu jego organizm był odporny na większość narkotyków, więc możliwe, że mógłby pomóc i w tym przypadku.
Odczekał chwilę, jednak jedną zauważalną zmianą było to, że temperatura lekko spadła. Znużony czekaniem, rozpruł następną część kurtki, z której tym razem wyleciał pendrive.
- Masz jakąś kartkę czy coś w tym stylu?
-Nie noszę przy sobie takich rzeczy - powiedział, przyglądając się uważnie poczynaniom bruneta. - Pospiesz się, pewnie niedługo się obudzą.
- Z-Zwiąż ich, ja dzwonię na policję - mruknął, wychodząc z pomieszczenia.
-Izaya, wszystko w porządku z głową? Czy to ... coś serio ci zaszkodziło? - zirytował się. - Zostałeś postrzelony i prawie zgwałcony, w dodatku nafaszerowali cię jakimś gównem. A martwisz się o policję? Serio?
Poprzeklinał sobie jeszcze trochę, po czym zaczął rozglądać się za jakimś sznurem albo chociaż taśmą izolacyjną.
- T-To ja dzwonię na policję! Zostawię im też parę danych... ci tutaj to nie wszyscy! - krzyknął zza drzwi, z zadowoleniem zauważając, że jego głos już prawie nie drży.
Powoli otworzył klapkę telefonu, który znalazł wcześniej na półce, zaraz przy jego rzeczach, oświetlając sobie nim drogę.
Wszystko potoczyło się trochę inaczej niż to planował, ale w gruncie rzeczy skończyło się tak samo, z tym, że bolą go niemal wszystkie części ciała i jest rozpalony.
Zauważył dość pokaźnych rozmiarów drzwi, zabezpieczone hasłem. Uśmiechnął się pod nosem na ten widok. Uwielbiał takie rzeczy, zwłaszcza, kiedy nie były dla niego większą zagadką.
Już po chwili powoli zagłębił się w pomieszczeniu, przypominające biuro jakiejś tajnej organizacji. Wyszczerz na jego twarzy tylko się powiększył, kiedy, po kolei otwierając szafki, natknął się na to, czego tak długo szukał. O, tak. Naprawdę lubił takie rzeczy.
~
-Przeżyjesz - oświadczył Shinra, odsuwając się nieco, żeby przyjrzeć się swojemu dziełu.
Opatrunek założony na ramię Izayi wyglądał naprawdę profesjonalnie.
-Tylko musisz jak najmniej używać ręki... Izaya? Znalazłeś... coś?
- Powiem ci wszystko potem, na razie jestem strasznie zmęczony... to pewnie od twoich tabletek, pamiętasz je? Na wszelki wypadek zjadłem ich... parę. No wiesz, jak jest kiedy zje ich się trochę za dużo... Mógłbyś? - Przyłożył lewą dłoń do czoła i westchnął grobowo.
Chciał się go pozbyć jak najszybciej. Musiał jeszcze coś zrobić.
-Parę to znaczy ile? Wiesz... skutki uboczne... - zawahał się. - Poleż trochę i powinno przejść. Ale jeśli poczujesz się gorzej, zadzwoń, okej?
Zebrał swoje rzeczy i pożegnawszy się wyszedł z pokoju
Izaya uśmiechnął się, wybierając numer do Shizuo. Cierpliwie przeczekał parę sekund, słuchając jakiegoś dobijającego kawałku.
- Halo? - usłyszał cichy i najwyraźniej zaspany głos blondyna.
- Shizu-chan! Kochanie, mógłbyś przyjść? - mruknął, przeciągając się na łóżku.
-Po co? - jęknął do telefonu tonem z gatunku "nie chce mi się wstawać".
- Bo, widzisz... jest taki problem, no wiesz - urwał, leniwie przesuwając palcem po kołdrze.
-Huuh? Nie wiem.
- Po prostu jesteś potrzebny - wyszczerzył usta w specyficznym uśmiechu, nie zrażając się faktem, że blondyn tego nie widzi.
Shizuo westchnął cierpiętniczo.
-Będę do pół godziny. Oby to było ważne - zastrzegł, rozłączając się.
~
- Shizu-chan! - Uwiesił mu się na szyi, kiedy tylko blondyn zdążył przejść próg drzwi.
-Co ty... - zakrztusił się niemal, tracąc niemal równowagę. - Co się stało?
Izaya poluzował uścisk, zamykając drzwi.
Wtulił się w tors Shizuo i uśmiechając się, przymknął oczy.
- Bo wiesz... to już jest troszeczkę nudne - wymruczał, zjeżdżając dłońmi na wysokość pasa Heijwajimy i przycisnął go lekko do siebie.
-Co masz na myśli? - zapytał lekko zbyt  tropu blondyn.
- Że wiesz, o co mi chodzi - pokręcił głową w geście niedowierzania. - Nie wiesz, czy nie dopuszczasz do siebie tej myśli? - zapytał, wyciągając niewielkich rozmiarów nóż sprężynowy z rękawa czerwonej bluzy, którą akurat miał na sobie.
-O czym ty pierdzielisz, Izaya? - zdenerwował się. On chyba nie chciał... - Jak mógłbym uznać za nudne przebywanie z kimś, kogo kocham? - Mówiąc to przycisnął go mocniej do siebie i przymknął oczy. Na pewno nie. Nie mogło o to chodzić.
Nagle otworzył szeroko oczy. 
Przeszywający ból przyćmił mu umysł.
- Huh? - Brunet odsunął się od niego, wyciągając zakrwawiony nóż z okolic jego klatki piersiowej. - Naprawdę się tego nie spodziewałeś? - mruknął, wpatrując się w bezwładnie opadające ciało. - Więc naprawdę tak łatwo można cię pokonać... ? Wstawaj. Przecież wiem, że go wiedziałeś. - Mówiąc to oblizał nóż i przykucnął nad Shizuo. - Nawet przygotowałem drogę ucieczki. - Westchnął z zażenowaniem, a nie słysząc żadnych słów postanowił dalej ciągnąć swój monolog. - Shizu-chan, myślę, że to najlepszy moment na pożegnanie, a ty? - Dotknął ostrzem jego szyi, wpatrując się w na wpół przymknięte, brązowe oczy. - Wiesz, że tego nie zrobię, prawda? Bez ciebie byłoby tu nudno. Powiedźmy, że to taki prezent na pożegnanie.
Wstał. Miał już odejść, kiedy zawahał się i ponownie spojrzał na blondyna, uparcie powstrzymującego krwawienie.
- Widzisz co z tobą zrobiła ta miłość? Twoje uczucie przegrało. Ten świat nie liczy się z emocjami, tak samo jak inni ludzie. Każdy żyje dla siebie, a jeśli nie, to kończą jak ty. Niektórzy z raną fizyczną, niektórzy z psychiczną, a inni z dwiema. Dobrze wiesz, że tutaj mogą przetrwać tylko najsilniejsi, prawda? Nie możesz dać się podejść. Powinieneś walczyć. Przecież wiedziałeś, że go trzymam. - Zaśmiał się cicho pod nosem. - Wiesz, że stan zakochania figuruje na liście chorób WHO? Osoba zakochana nie myśli racjonalnie. Wpada w skrajne nastroje, a jego lub jej potrzeba snu zmniejsza się nawet o dwie trzecie? Naprawdę zrobiłeś coś tak głupiego i zakochałeś się akurat we mnie? Shizu-chan, to już nie jest zabawne. - Wyraz twarzy bruneta momentalnie się zmienił. Z uśmiechu na grymas zażenowania. - Wstań i powiedź, że mnie nienawidzisz, zacznij biegnąć, wyrwij po drodze jakiś automat czy znak... Nawet w takiej sytuacji nie chcesz zrobić nic zgodnie z moim planem, co? Smutne. - Oczy Izayi momentalnie się zaszkliły, a parę łez mimowolnie spadło na brązowe panele. - Nie sądziłem, że obraz twojej śmierci będzie taki piękny, wiesz? Nie martw się. Shinra zaraz tutaj przyjdzie, do zobaczenia, Shizu-chan.
  Jakoś w połowie słowa zaczęły się zlewać, tworząc bezsensowny bełkot. Widział jak się śmieje. Jak patrzy na niego z góry z pogardą. Widział każdy jego ruch, każdy gest. Ale ich znaczenie za nic nie mogło przebić się przez taflę bólu.
Jego oczy przysłoniła mgła, tym razem wywołana prawdopodobnie utratą krwi, uparcie przeciekającej miedzy palcami.
Izaya powiedział coś jeszcze, ale jego ton się zmienił. Czy on... płakał? Opuścił pomieszczenie.
Blondyn bezwiednie wyszeptał jeszcze jego imię, zanim osunął się w ciemność.
~
Shinra wygrzebał z kieszeni brzęczący telefon. Był dopiero w połowie drogi do domu, ale cały czas miał złe przeczucia. Efekty przedawkowania tego leku przez Izyaę naprawdę mogły być nieprzyjemne.
-Halo?
- Witaj, Shinra! Wiesz jest mały problem. Shizu-chan leży u mnie przed drzwiami i nie chce wstać. Poza tym jakaś czerwona ciecz jest prawie wszędzie... - Zaśmiał się głucho, jednak po chwili spoważniał. - Wszystko poszło zgodnie z planem. Mam głowę. Fałszywa drogówka została złapana, jak na razie nie usłyszeli wyroku sądu, ale nie wątpliwie będzie to kilka lat. Znalazłem też ich inne przewinienia. A co do tej tajemniczej wiadomości do Kadoty - zawahał się przez moment - Dollars nigdy nie mieli z nimi nic wspólnego. A, i wiesz, Shizu-chan mógł przyjść jednak trochę wcześniej, no ale już trudno. - westchnął cicho. - Mieliśmy szczęście, mieli namiary na nasze mieszkania. Tak w ogóle to gdzie jesteś? Trochę się martwię, że przez to czerwone coś mogę mieć problem z sprzedażą.
-Czekaj... Co mu zrobiłeś? Znaczy... -westchnął. - Zaraz tam będę. Izaya... To naprawdę było konieczne?
- Nóż mi się wyślizgnął. Myślisz, że go to mogło zaboleć? Chyba prędzej się na mnie obraził - odpowiedział, ignorując ostatnie pytanie.
-Rozumiem... - powiedział, wbrew swoim myślom. -Zaraz tam będę. Co zamierzasz zrobić?
- Na razie się pakuję.
-Wyjeżdżasz? - Ta informacja szczerze go zaskoczyła.
- W sumie to tak, ale będę mieszkał w okolicy.
-Rozumiem. - W trakcie tej rozmowy pokonywał drogę powrotną niemal w biegu, dlatego jego oddech teraz przyspieszył. - Ale... słuchaj, Izaya... Na nożu nie było żadnych... substancji? Prawda?
- Hm... środek uspokajający. Mała ilość, więc nie ma co się martwić. Powinien po prostu nie kontaktować przez parę minut.
-"Mała ilość" w twoim wykonaniu, co? Tak jak z tymi... tabletkami, hę? - Zaśmiał się nerwowo.
- Z tabletkami żartowałem, po prostu chciałem mieć spokój - burknął, wrzucając już ostatnią parę ubrań do niewielkiej torby.
-Mam jeszcze jedno pytanie - oświadczył po chwili wahania. - Mówiłeś że się... kochaliście. Dlaczego... to zrobiłeś?
Izaya przeniósł wzrok na czarną kotkę, która wpatrywała się na niego jakby smutnym wzrokiem. Czuł się jak gdyby to zwierzę rozumiało jego wszystkie, najbardziej skryte emocje i dzieliło się nimi z resztą świata, na co on sam nigdy nie potrafił się zdobyć. Czy naprawdę mogła go zrozumieć?
Zrozumiał, że się myli, kiedy odwróciła wzrok i z gracją powędrowała w stronę łazienki, czyli w przeciwnym kierunku do leżącego blondyna. 
- Rany, rany. Myślałem, że wielkie umysły myślą tak samo. - Włożył jeszcze laptop, by po chwili przeciągnąć się i opaść na łóżko. - Nie zauważyłeś tego? Shizu-chan był słaby. Teraz powinno być dobrze - mruknął, uśmiechając się szeroko
~
Shinra wpadł do mieszkania, z trudem chwytając powietrze, rozmowa jednak nadal trwała. 
Już od wejścia dostrzegł stróżkę krwi na panelach przy sypialni. Zaklął pod nosem.
-Kończę. Dam znać, jak sprawdzę, czy przeżyje.
- Zgoda. Gdyby pytał najlepiej powiedz, że uciekłem, a ty sam go znalazłeś, kiedy przyszedłeś sprawdzić co ze mną - powiedział, przechodząc obok Shinry, nie darząc go chociażby spojrzeniem. Rozłączył się i powoli skierował do drzwi. - Wątpię żeby nie przeżył, przecież to potwór. Ich nie da się tak łatwo zabić. Poza tym mógłby wziąć moją kotkę do domu. Chyba po lubi. 
Niby-lekarz zignorował go i przyklęknął przy rannym. Wszystko wskazywało na to, że Izaya ma racje i wszystko będzie dobrze. Nerwowym machnięciem dłoni odpędził czarną kotkę, uparcie wpatrującą się w Shizuo.
Zastanowił się jeszcze przez chwilę.
-Pozwolisz, ze wyrównam nieco waszą walkę, co, Izaya-kun? - zapytał sam siebie, wyjmując z torby niewielką fiolkę z błękitnawym płynem. Popatrzył na nieprzytomnego blondyna i uśmiechnął się. - Nie ma za co, Shizuo - uprzedził domniemane słowa i wlał mu jej zawartość do ust. - To był ostatni raz, kiedy czułeś tak dotkliwy ból.
~
Brunet opadł bezdźwięcznie na ziemię, zaraz po zamknięciu drzwi. Dłonie nadal mu drżały, ale w końcu zrobił to świadomie i nie powinien mieć wyrzutów.
Shizuo kiedyś zrozumie, że zrobił to jedynie dla jego dobra.
Ludzie tacy jak oni nie mogli kochać, a ich drogi nigdy nie powinny się złączyć.


---------------------------

Po kilku zażartych dyskusjach, jednej zażegnanej kłótni i  wielu, bardzo wielu brutalnych rozgrywkach w "kamień, papier, nożyce" zdecydowałyśmy się na taki koniec... No cóż. Trzeba było dopasować się do serii (dla przypomnienia i nieświadomych, Shizuo x Izaya to paring z serii"Duarara!!"). 
Błagam, nie bijcie po twarzy ^^""

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ja rycze... cały czas rycze... Chyba od 10 minut bez przerwy... Jak on mógł ? Ten słodki Izaya z poprzedniej części opowiadania gdzie się podział? Rycze... *Ehehe;(*
Izaya był zawsze moim ulubieńcem, na skali wszystkich obejrzanych przeze mnie anime ... *Ehehe;(*
Teraz chyba się to zmieniło ... *EEEEHEHE :'(*

Dobra już się powoli ogarniam ale jeszcze łzy mi lecą samowolnie ;'(
Uff... Już spokojnie... Rozdział fajny. Dużo więcej nie powiem, bo nie umiem tego określić, a jak przeczytam jeszcze raz to znowu się porycze.. *eheheeee....*
Początek spoko, ale brakowało tam, takiej bardziej wrogiej atmosfery. Potem, też było fajnie. A końcówka... Ehehe, znowu rycze ... Ale cieszę się ze słów Shinry... Że, Shizuo nie będzie już cierpiał... Wiem, ż Izaya w końcu zrozumie swój największy bład .... Ehehe ;(


Mam ... nadzieję , że jeszcze kiedyś wrócicie do Shizayi.
Czekam na ''Biały sen''.

No to raczej wszystko. Tórzcie kolejne opowiadania, bo cały czas czekam, na wasze... dzieła :D . Pozdrawiam . Yuu

Ps. Kocham was ;*

Tyzyfone. pisze...

*bije po twarzy* xD
Co to ma być?! Ja się pytam... Czy ja dobrze zrozumiałam? Izaya i Shizuo na końcu umierają? Coś jak w Romeo i Julii? xD A jeśli nie, to jeszcze cię złapię, Nandziu na gg... Izaya jednak okazał się pijawką, jak tego oczekiwałam :D Dobrze!!! Czekam na wasze inne pracę ;)

Marumi pisze...

Buu. Jak mogłaś dać takie zakończenie ?! Umieram ! T_T

Anonimowy pisze...

._.
W moich myślach jesteście już martwe ._.
Jak...można...?! >< T^T
Przez was płaczę. >///< ale mis ie podobało. Może tak... kontynuacja?

Anonimowy pisze...

I think that you should add option "translate" to this page ;)
That's simply great. I love them ... but... how you cloud....!? I want to read more...! >< With translating this time, 'couse my polish is therrible xD

Anonimowy pisze...

teraz przez was placze! nie lubie was!!!!
to bylo takie piekne! jak moglyscie mi to zrobic????