czwartek, 30 sierpnia 2012

Powinieneś walczyć. [6]


Witam, witam.
Uch, no więc następna notka za nami. Nie jestem pewna ile jeszcze tego zostało, ale bodajże trzy rozdziały.
Niestety nasza załoga znowu jest w komplecie, to znaczy tylko ja i Lacie.
Szczegółów takich jak "co?", "jak?" i "dlaczego?" niestety nie mogę ujawnić, ponieważ same nie wiele wiemy. Śmieszna, a za razem dziwna sprawa.

A tak całkiem z innej beczki, od razu wyjaśnię niektórym czytelnikom: rola Shizuo przypadła Lacie, ja znowuż robię za Izayę. Take coś typu MMORPG. Zazwyczaj żadna z nas nie wie jak potoczy się cała akcja, ustalone (zazwyczaj mamy) tylko zakończenie i początek. 

No, bez zbędnego gadania zapraszam do czytania! *m*


*** 

-Nie.
-Idź. Zrób to - nalegał Shinra.
-Nie zamierzam. - Jego głos był naprawdę zdecydowany, ale to nie zraziło niby-lekarza.
-Idź albo rozgadam wszystkim, co jest powodem niedyspozycji Izayi.
Wiedział? Shizuo zawahał się. A może zmyślał? Czyżby Izaya mu powiedział? Nie, niemożliwe... chociaż... kto wie?
-To znaczy co? - Wolał sie upewnić.
-To znaczy... że wy... się... no, tego... - Shinra spłonął rumieńcem i wbił wzrok w podłogę. Świetnie., A wiec naprawdę wiedział.
-Jeśli go przeproszę, dacie mi już święty spokój i nigdy nie wrócimy do tego tematu? - zapytał tonem męczennika, wznosząc oczy w stronę sufitu.
-Nigdy. - Potwierdził okularnik. -Ale Kadota pójdzie z tobą. Tak dla pewności.
Po prostu cudownie. nie ma to jak nadzór pseudo-przyzwoitki.
Blondyn kiwnął tylko głową i niechętnie sięgnął po kurtkę. Na zewnątrz padało, a jakby tego było mało, on nie miał najmniejszej ochoty na ponowne spotkanie z Izayą. No, w każdym razie połowa jego nie miała. Ta druga najchętniej podskakiwałaby z radości, widząc, że nadarzyła się tylko ku temu okazja.
Zaklął pod nosem, ignorując Shinrę i otworzył drzwi.

--- 

-Nie mogę go przeprosić, skoro śpi. Odpuśćmy to sobie. Chodźmy już.
-Nie. - Tym razem to Dotachin uciął wywód towarzysza. - Obudź go.
W planie Shinry pojawiła się luka - kiedy tylko znaleźli sie w mieszkaniu Izayi, zastali go, owszem. Śpiącego przed laptopem, z kotem na kolanach.
Na widok blondyna Riki zeskoczyła na ziemię i zaczęła się łasić. Zignorował kotkę i podszedł do Orihary, stawiając sobie za punkt honoru nieokazanie narastających odczuć.
Izaya praktycznie leżał w fotelu, odchylony w tył. Shizuo stwierdził, że chłopak nie nosi już sukienki, ale zlekceważył to. Byleby mieć to z głowy. Nie. Byleby trwało to  jak najdłużej, zaoponowała część jego duszy.
Przez kilka sekund lustrował śpiącego. Jego rozczochrane włosy i lekko rozchylone usta, które tak wiele razy całował. Przełknął ślinę.
Jego wzrok padł na laptop. Nie zaszkodzi.
Ignorując obecność Dotachina pochylił się nad komputerem i od niechcenia przesunął myszką, tym samym włączając monitor. To, co ukazało się jego oczom, zmroziło go. Dosłownie.
Te zdjęcia... Skąd on to wziął? Kiedy je zrobiono? Co to do jasnej cholery ma być?
Bez zastanowienia, odwrócił się i kopnął Izayę w kostkę.
-Wstawaj - warknął. - I to wytłumacz.
  Nagle przez ciało bruneta przeszedł niespodziewany prąd bólu, otworzył szeroko oczy i pierwsze co zauważył to oczywiście tak znana mu, zdenerwowana twarz blondyna, a zaraz za nim lekko zażenowanego Kadotę.
 Och, Shizu-chan... i Dotachin - zaczął, uśmiechając sie pod nosem - Z czego mam niby sie tłumaczyć? - przeniósł wzrok z gości na włączony ekran laptopa. Czerwone tęczówki jeszcze raz omiotły wzrokiem ten, wręcz obrzydliwy obraz. Uśmiech zniknął zostawiając po sobie cień grymasu. To żałosne, ale nadal tak samo reagował na widok paru, nic niewartych pikseli.
-Skąd masz te zdjęcia i co zamierzałeś z nimi zrobić? - wycedził przez zęby, czując na sobie spojrzenie Dotachina
- To nie twój interes. Przyszliście po coś... konkretnie? Bo jeśli nie to bardzo uprzejmie wypraszam. - Ponownie wyszczerzył usta w niby-to-uśmiechu.
- Shizuo-kun, uspokój się - upomniał go nagle Kadota.
  Blondyn nie odpowiedział. W jednej chwili uderzyło go kilka myśli i uczuć.
Po pierwsze złość. Bezsilna wściekłość, skoncentrowana na osobie siedzącej przed nim, z tym swoim wrednym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
Zaraz później przeistoczyła się w bezsensowny triumf. A więc miał rację. Izaya sprzedawał informacje o nim. Miał prawo go teraz nienawidzić.
I wtedy pojawiło się tez pytanie. To pierwszy raz? Czy może podobne temu zdjęcia figurowały już w aktach różnych organizacji?
Dalej, palący wstyd. No, jednak właśnie zobaczył swoje zdjęcie, które nigdy nie powinno powstać, ani- tym bardziej- dostać sie w niepowołane ręce. Ile osób już to widziało?
I znów wahanie. Kiedy Izaya dostał te zdjęcia?
Znowu zobaczył grymas obrzydzenia i niemej nienawiści, z jakimi patrzył na fotografię. Czyżby... ? Nie, to niemożliwe. Czyżby Izaya był... zazdrosny?
I wtedy nadeszła kolej na zrozumienie. Wszytko nagle stało się oczywiste.
Izaya przez dłuższą chwile wpatrywał sie w Shizuo, na którego twarzy z chwili na chwili formował sie coraz to większy uśmiech.
  - Dotachin, wygląda na to, ze Shizu-chan trochę gorzej sie czuje. Może weźmiesz go do szpitala? A potem mógłbyś mu dosypać czegoś do kroplówki, prawda?
Swój ciekawski wzrok zawiesił teraz na Kodacie, który już od dłuższej chwili był dziwnie nieobecny. Chłopak bił się z myślami, ale w końcu, ignorując dwa byty obok siebie, wyciągnął wibrujący przedmiot z kieszeni i sprawdził wiadomość. Z osłupieniem zaczął lustrować niewielkie, białe litery.
- Co z wami dzisiaj jest? - Izaya przewrócił oczami, kiedy Dotachin wybiegł z pokoju.
Usłyszał jeszcze jakieś krzyki Shinry i ponowny trzask. Niepewnie spojrzał na nadal szczerzącego sie Shizuo i przełknął głośno ślinę.
  -A więc o to ci chodziło - mruknął pod nosem Shizuo.
Świetnie. Teraz wszystko sobie wyjaśnią. Bez zbędnych gapiów.
-Ty idioto - wyrzucił z siebie, nadal się uśmiechając.
  - Nie jestem pewien czy mówimy o tym samym. Ja nadal bardzo grzecznie cie wypraszam, Shizu-chan - odpowiedział szybko, może nawet zbyt szybko.
  Blondyn zignorował jego słowa.
-Ty idioto - powtórzył. - Jak mogłeś w ogóle pomyśleć...? -Popatrzył na niego teraz z czymś pomiędzy skruchą, a politowaniem. - Izaya. Jak mogłeś pomyśleć, że cię zdradziłem?
O ile o zdradzie w ogóle można mówić, skoro związek nigdy nie był oficjalny, dodał w  myślach.
Już bez dalszych ceregieli niemal natychmiast pokonał dzielącą ich odległość i pocałował Izayę. Nie namiętnie, ani nachalnie. Ot, tak po prostu. Lekko musnął wargami jego usta.
- Nigdy tak nie pomyślałem. Poza tym, my kiedykolwiek byliśmy razem? - warknął, wycierając swoje wargi z nieistniejącego brudu. Skierował kroki w bok, ponieważ już tuż za nim znajdowała sie ściana.
-Nigdy? - powtórzył Shizuo nieco rozbawiony. - W takim razie wyjaśnij mi, proszę, tę wrogość w swoim wzroku, kiedy patrzyłeś na zdjęcie? No i wczorajszą kłótnię? Prawie jak małżeństwo, nie ma co...
Z każdym słowem zbliżał się do bruneta coraz bardziej, tak, że w efekcie, kiedy skończył mówić, zasłaniał mu drogę ewentualnej ucieczki swoim ciałem, dłonie opierając na ścianie po obu stronach jego głowy.
-Słucham.
- Ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie, wiec ja nie mam zamiaru odpowiedzieć na twoje - warknął, patrząc prosto w oczy blondyna, przyciskając sie bardziej do ściany. - Co? Czyżby twoje libido znowu podskoczyło? - prychnął, przygryzając wargi.
-Izaya, uspokój się, dobrze? - warknął. - Przestań udawać. Powiedz mi prawdę. Byłeś zazdrosny, tak? A jeśli chodzi o moje libido - dodał po chwili. - Zawsze wzrasta, jak tylko jestem tak blisko ciebie. Powinieneś się już przyzwyczaić.
- Wyjdź stad... - mruknął cicho,  spuszczając z niego swoje czerwone spojrzenie. - Mam cie już dość, jasne? Można powiedzieć, że jesteś jedyną osobą na świecie, której nienawidzę.
-No to niezbyt się złożyło - oświadczył. - Bo ja cię kocham, Izaya. I to tak, jak jeszcze nigdy nikogo.
Mówiąc to, objął chłopaka ramionami i przycisnął do siebie. Czuł, jak jego spięte ciało powoli się rozluźnia, aby po chwili znów spiąć.
-Jeśli nic nie czujesz, albo tego chcesz... Możesz mnie teraz zabić - wyszeptał mu do ucha. - Masz ku temu idealną okazję. Przecież wiem, że trzymasz nóż.
  Brunet wstrzymał oddech. Zabicie Shizuo nie mogło być takie proste. Przecież to potwór! Na pewno by mu sie nie udało. A nawet gdyby, to nie uwierzyłby w to. Nie mógłby w to uwierzyć. Nikt by w to nie uwierzył. Izaya był pewien, że to właśnie blondyn jest jedyną osobą, która to jego może zabić. Tak mimo wszystko, tylko on może i tylko on ma prawo.
- Gdybyś ot tak dał sie zabić to byłoby zbyt nudne.
-Ale miałbyś spokój, którego tak bardzo pragniesz. A skoro mnie nienawidzisz, ja też mógłbym wreszcie wyzbyć się wszelkich złudzeń. Jeśli nic nie czujesz, zabij mnie Izaya, a obiecuję, że nie będziesz się nudził, kiedy wrócę z zaświatów i zrobię ci "Paranormal Activity" - obiecał, lekko się uśmiechając.
- Równie dobrze sam możesz sobie ulżyć cierpienia. A teraz po prostu już sobie idź - mruknął, próbując oswobodzić się z uścisku. - Śmierdzisz wodą kolońską...
-Nie. Jeśli chcesz się mnie pozbyć, zrób, to, co ci powiedziałem. Taka rozmowa nie ma sensu. Izaya, do jebanej cholery, zrozum, że cię do kurwy nędzy kocham! - Nie wytrzymał. Znów podniósł głos. No, ale bądź co bądź zamierzał dopiąć swego. - Ta dziewczyna. Monica. Znałem ją jakieś trzy lata temu. Nie utrzymuję z nią kontaktów. Z nią ani żadną inną, niezależnie od tego, czy się z nią kochałem, czy nie. I nawet nie próbuj mi wmówić, że wtedy, kiedy to robiliśmy, to był twój pierwszy raz.
- Jaka masz pewność, ze mnie kochasz? Może to tylko zwykłe zauroczenie. Wyjdziesz, pomyślisz i ci przejdzie. Mówiłem ci już, ze ludzie szybko zapominają, prawda?
-Po prostu to wiem. Nie jestem w stanie teraz wrócić do pustego mieszkania, skoro wiem, że moje miejsce jest przy tobie. I przestań zaprzeczać temu, co czujesz.
- Shizuo, zamknij sie juz. - Powoli wyciągnął nóż i po dość długim namyśle, puścił go na ziemie, po czym niepewnie wtulił sie w brazowookiego.
W chwili, kiedy Izaya objął ramionami jego szyję, poczuł przejmującą ulgę. Szczerze mówiąc, nie podobała mu się wizja śmierci.
Mimowolnie osunął sie na kolana, a Orihara razem z nim. Przez chwilę trwali tak w bezruchu, po czym w końcu Shizuo przemówił.
-Ta woda kolońska serio śmierdzi?
- Gdyby śmierdziała to bym cie nie przytulił, Shizu-chan - westchnął z politowaniem i jeszcze mocniej wtulił sie blondyna. - Pachnie - mruknął pod nosem.
-To dobrze -zaśmiał się.- Izaya...? A wracając do twojego pytania...
Brunet niechętnie oderwał sie od chłopaka i spojrzał mu prosto w oczy.
- Hm?
-Wydaje mi się, że tak. Ale to tylko moje skromne zdanie.
Pochylił się lekko i pocałował Oriharę. Tym razem zaczął spokojnie, bez nalegania. Dopiero kiedy brunet odwzajemnił pocałunek, na poważnie. Tak, jak dwa dni wcześniej. Ale tym razem bez przymusu ze strony informatora. W tym pocałunku zamieścił wszystko to, co czuł do chłopaka i to, co starał się zatuszować. No cóż. Najwyraźniej nie poszło mu to zbyt dobrze.
 - Mhm... – mruknął Izaya, między następnym pocałunkiem, ocierając sie o tors starszego chłopaka.
Jęknął cicho, próbując w ten sposób zmotywować Shizuo.
Zacisnął palce na jego złocistych włosach, drugą dłoń ukradkiem wkładając sobie w czarne spodnie, które akurat miał na sobie, próbując w ten sposób przygotować sie do tego, do czego najpewniej oboje zmierzali. Znając brazowookiego pewnie nie dalby mu na to czasu, a jeśli już, to naprawdę znikomą chwilę.
Powoli wsunął w siebie swój wskazujący palec, zaciskając mocniej druga rękę, znajdująca sie na głowie blondyna.
Przymknął powieki, do połowy zakrywając czerwień swych niecodziennych oczu, dzisiaj przysłoniętych grubą warstwą pożądania. Shizuo był oficjalnie jedyna osoba, przy której w pewien sposób mógł być tym biernym typem. Nawet jeśli oznaczałoby to wyśmianie przez osoby trzecie, a poza tym to od kiedy interesuje go zdanie osób trzecich, drugich czy nawet pierwszych? Śmieszne.
Ponownie jęknął, wbijając sie w usta chłopaka. Tym razem nie było w nim nic z delikatności czy namiętności. Czyste pożądanie i dzikość. Zakończył pocałunek, podgryzając dolną wargę Shizuo. Z satysfakcją przyglądając się purpurowej cieczy, która spływała po jego brodzie.
Mimo wszystko blondyn jej nie wytarł, czekał aż zrobi to Izaya i z tryumfem poczuł na sobie jego język, oblizujący, spływająca po nim krew. Poczuł jak schodzi coraz niżej, teraz całując jego szyje. Poczuł też przechodzące przez ciało młodszego chłopaka dreszcze, a jego podniecenie wyczuł już chwilę wcześniej, kiedy Izaya dość niezdarnie otarł sie o jego męskość.
- Shizu-chan, zrób to... - zażądał, kładąc głowę na jego ramieniu. W tym samym czasie włożył w odbyt dwa kolejne palce i pokręcił nimi delikatnie. Miał zamiar przygotować sie jak najlepiej, ale już nie wytrzymywał. Sam nie był wstanie sobie ulżyć, chociaż miał wrażenie, że już za momencik dojdzie. Ze zniecierpliwieniem pocałował szyje blondyna, wpychając palce najgłębiej, jak tylko potrafił.
Blondyn nagle przerwał pocałunek i złapał za dłoń Izayi.
-Jeszcze cię nie widziałem takiego napalonego - wyszeptał, zastępując palce Orihary swoimi własnymi. - Obiecuję że to zapamiętasz.
Wszystkie te słowa wypowiedział mu bezpośrednio do ucha, wywołując u niego kolejne dreszcze. Uniósł dłoń Izayi i włożył sobie jego palce do ust. Powoli i dokładnie zaczął je oblizywać, nie pozostawiając ani skrawka suchej skóry. Brunet westchnął. Shizuo satysfakcją patrzył na jego twarz, pokrytą intensywnym rumieńcem, na równie szkarłatne oczy, przymrużone i przysłonięte mgłą podniecenia, na jego rozchylone usta, z rozpaczliwym trudem chwytające kolejny oddech. I czuł, że w jego spodniach jest już coraz mniej miejsca.
Podobało mu się to nieopanowanie w gestach Izayi. Ta chaotyczność i dzikość. Naprawdę go podniecały.
Znów go pocałował, tym razem naprawdę mocno i bezlitośnie. Wolną ręką rozpiął jego spodnie i zsunął na tyle, na ile powalała mu pozycja Orihary. Kiedy to zrobił, wsunął rękę pod koszulkę bruneta i zaczął bawić się prawym sutkiem, co spotkało się z kolejnym jękiem chłopaka, tym razem wydanym bezpośrednio w usta blondyna. Izaya poruszył biodrami, jeszcze bardziej nabijając się na palce Shizuo.
 - Więc lepiej się napatrz, Shizu-chan - burknął, przeczekawszy następny dreszcz, który przeszedł przez jego rozgrzane ciało, natrętnie domagające się coraz to większej przyjemności.
Westchnął przeciągle, ocierając się o brązowookiego. Powoli zdjął jego granatową koszulę, po czym spojrzał na niemal idealnie wyrzeźbiony tors. Przejechał po nim wskazującym palcem, zatrzymując go na pasku od równie czarnych, co jego spodni, w tej samej chwili czując, jak blondyn porusza w nim palcami, wywołując kolejny jęk bruneta.
- Shizu-chan, do cholery, nie baw się - zaczął, na ślepo rozpinając pas.- Wejdź we mnie - zażądał ponownie, oblizując skrawek jego skóry.
Blondyn zaśmiał się ochryple i pchnął Izayę na podłogę. Pozbawił go w końcu dolnej części garderoby. Brunet popatrzył na niego z  dołu z wyraźną satysfakcją, ale on to zignorował.
Ciało Izayi aż błagało o każdy kolejny dotyk, ale sam Orihara nigdy nie uniżyłby się prośbami... chociaż...? Czy nawet w takiej sytuacji?
Shizuo uśmiechnął sie lekko. Położył sobie nogi kochanka na barkach i lekko zsunął swoje spodnie razem z bokserkami.
Nachylił się nad Izayą.
-Błagaj - zażądał.
  - Chyba śnisz. - Przewrócił teatralnie oczami i podtrzymawszy się rękoma, oblizał dolną wargę brązowookiego.
Shizuo coś ostatnio uparł się na poniżanie bruneta, sadysta.
-No to z dalszej zabawy nici - westchnął niby to cierpiętniczo, przytrzymując nadgarstki bruneta, żeby chłopak nie mógł sam sobie ulżyć.
- Ty naprawdę dzisiaj gorzej się czujesz - odpowiedział po dłuższej chwili.
-No cóż, skoro tak uważasz. - Wzruszył ramionami.- To chyba pójdziemy dowiedzieć się, co się stało Kadocie, a później...
- A później? - pogonił go. - Poza tym, po co tu w ogóle przyszliście?
-Przeprosić cię za te ślady. A właśnie. Przepraszam. A teraz błagaj albo sie zbieramy.
Zauważył, że rumieniec na twarzy informatora powoli zanika.
Na to nie mógł pozwolić.
Nachylił się nad nim i celowo ocierając torsem o jego przyrodzenie, zaczął na przemian całować i lizać jego brzuch.
Oddech bruneta znów przyspieszył.
-Nie zrobię nic więcej, dopóki nie poprosisz mnie ładnie - oświadczył.
- Shizu-chan, do cholery... B-Błagam. - wymruczał, patrząc mu wyzywająco prosto w oczy.
-Bardzo... ładnie- pochwalił.
Puścił jego jedną rękę i nakierował swoją męskość na wejście Izayi. Powoli, bardzo powoli zaczął w niego wchodzić. Wsunął do środka główkę i... zacisnął zęby. Dalej nie. Nie pozwoli mu dojść tak szybko. Wiedział doskonale, ze brunet jest już praktycznie na skraju wytrzymałości, ale zamierzał trochę sie nim pobawić.
Chłopak niecierpliwie poruszył biodrami.
-Dalej nie - warknął Shizuo. - Nie zasłużyłeś sobie. To kara za to, że nie nosisz... tej sukienki.
- Mamy... dzisiaj wtorek. Nosiłem przez... tydzień. - odpowiedział, tym samym tonem, co przed chwilą. - Przecież też... musisz sobie ulżyć. - mruknął, pochylając głowę delikatnie do tyłu.
Wolną dłonią przysunął do siebie blondyna i musnął jego usta swoimi.
-Nhh... to nie jest... tydzień. Impreza była... w piątek -powiedział, czując coraz większe podniecenie. Izaya miał rację. Nie da rady dłużej się powstrzymywać.
Zaklął pod nosem i jednym gwałtownym ruchem wszedł w niego do końca. Po pomieszczeniu poniósł się krzyk Izayi. Z trudem łapiąc każdy kolejny oddech czekał, aż brunet się uspokoi.
 - Idiota! - warknął, mimo wszystko, czując ogromną falę gorąca, obejmującą całe jego ciało.
Wcześniejsze przygotowanie oczywiście naprawdę się przydało, ale kto by się tego spodziewał?
Wygiął się w łuk i wbił w rozchylone wargi Shizuo. W tym samym czasie próbował uwolnić drugą rękę, jednak nie miał na tyle sił. Z niezadowoleniem przerwał pocałunek, nabierając odrobinę powietrza.
- Była w piątek... w tamtym tygodniu. - zauważył.
-W takim razie to za te durne... obawy. I kłótnię - skwitował Shizuo. Wzrok przysłoniła mu mgiełka podniecenia, oddech był nieregularny, a widok Izayi balansującego na skraju szaleństwa tylko dodatkowo go nakręcał. Zaczął się poruszać. Z ust Orichary wyrwał sie przeciągły jęk.
Z cieniem niezadowolenia zauważył, że ból, który czuł był niczym, w porównaniu do tamtego, kiedy robili to razem pierwszy raz.
Mimo wszystko starał się nie dopuszczać tej myśli do siebie. Nie wiedział dlaczego, ale ciężko było mu zaakceptować swój masochizm.
- Jesteś... nienormalny - rzucił po chwili, oblizując szyję blondyna.
Z jawnym zaskoczeniem stwierdził, że pchnięcia Shizuo zamiast słabnąć, przybierały na sile.
Zacisnął obie dłonie, jedną w uścisku blondyna, drugą na jego ramieniu.
Wiedział, że jest już bliski szczytu, ale mimo wszystko chciał żeby to trwało jak najdłużej. Nawet gdyby miał dojść nie do końca spełniony. Dotyk brązowookiego zawsze był niezwykły i czy chciał tego, czy nie chciał, zawsze go podniecał.
-Ale przynajmniej nie jestem masochistą - zaśmiał się, całując bruneta.
On również był  każdą chwilą coraz bliżej szczytu.
Zauważył że w oczach chłopaka pojawiło się obok zaskoczenia też zakłopotanie.
Wykonał jeszcze kilka mocnych pchnięć, kiedy nagle Izaya zaczął coś mówić. Nie do końca zrozumiał, co, ale usłyszał pośród tych słów wyraźnie swoje imię, z tym denerwującym zdrobnieniem. Palce bruneta zacisnęły się jeszcze mocniej na jego ramieniu, czerwone oczy zaszkliły się lekko. Wtedy poczuł, jak mięśnie chłopaka zaciskają sie gwałtownie na jego męskości i również doszedł, wypełniając jego wnętrze gorącą cieczą. Z jego ust wymknął się donośny jęk.
Powoli wyszedł z niego i nadal ciężko dysząc po przebytym orgazmie, pochylił się nad nim. Izaya z zażenowaniem odwracał wzrok.
-Serio myślałeś, że się nie zorientuje? - zapytał z politowaniem.
- Nie - odpowiedział po chwili, dość szybko. Może nawet zbyt szybko, ponieważ z tego słowa bez problemu można było wyczytać nieprzemyślenie i zdenerwowanie.
Westchnął cicho próbując wstać, jednak nadal nic.
- Puść mnie.
Izaya w duchu wręcz umierał ze śmiechu. Ich stosunek, a raczej jego koniec zawsze wyglądał tak samo - kłótnia. Jednak nie chciał powiedzieć swoich myśli na głos. Tego, jak bardzo było mu dobrze, tego, jak bardzo chciałby to powtórzyć, tego, jak bardzo chciałby żeby Shizuo położył się tutaj obok niego i tego, jak bardzo chciał by zaraz po przebudzeniu, zobaczyć twarz blondyna.
Wykonał jego prośbę, ale nie pozwolił wstać. Uśmiechnął się lekko i pocałował go namiętnie.
Podobało mu się. Naprawdę czuł sie spełniony, nie tak, jak podczas stosunków z kobietami. Poza tym z Izayą było inaczej. Czuł dużo więcej, nie chciał tak po prostu kończyć, chciał więcej, chciał być bliżej, wdychać jego zapach, słuchać jego westchnień i denerwującego zdrobnienia własnego imienia wypowiadanego w chwili szczytowania, chciał po prostu być przy nim.
-Kocham cię, Izaya - wyszeptał, odrywając sie na chwilę od jego ust. - Ty cholerny idioto.
- Wzruszające wyznanie... Coś jak "Nienawidzę cię, mój najukochańszy skarbie" - skwitował na głos, powoli uspokajając oddech.
-To też - zaśmiał się. -Ale tak naprawdę to bardziej kocham niż nienawidzę.
Ponownie go pocałował.
Owszem, Izaya był wkurzający. Jak nikt. Swoimi docinkami, manipulacją, wrednym uśmieszkiem i kpiącym tonem głosu. Ale kiedy byli sami, zmieniał się praktycznie nie do poznania. Znaczy, zawsze zostawało w nim coś denerwującego, ale kiedy stawał się tak uległy... Shizuo przełknął ślinę.
-Idę pod prysznic - oświadczył, wstając.
- Idź się utop - mruknął, bardziej do siebie niż brązowookiego.
~
Zamknął oczy, chroniąc je przed strugami wody.
Co dalej?
Uśmiechnął się, ponownie wyobrażając sobie podnieconego bruneta, sprzed zaledwie kilkunastu minut.
Powinien przestać się oszukiwać. Naprawdę go kochał. Teraz nie był w stanie wyobrazić sobie powrotu do pustego mieszkania. Nie, zostanie u Izayi. Tak chyba będzie lepiej.
~
Kiedy wszedł do sypialni, zastał Oricharę siedzącego na łóżku, znów z laptopem na kolanach.
Prychnął pod nosem.
Bez słowa podszedł do chłopaka i odebrał mu urządzenia. Ignorując głośne protesty bruneta, odłożył przedmiot na szafkę nocną obok łóżka i klęknął tuż obok niego. Nadal nic nie mówiąc przyciągnął go do siebie i pocałował. Tak, tego mu było trzeba, żeby ostatecznie podjąć decyzję. Nie był w stanie go znienawidzić.
Oderwał się od niego, żeby zaraz po tym mocno do siebie przytulić. Ponownie poczuł ciepło jego ciała, zapach i bijące serce.
-Kocham cię - wyszeptał i zamknął oczy.
Nagle ogarnęło go przytłaczające zmęczenie. Ale przynajmniej miał już pewność, ze jest szczery sam ze sobą. Naprawdę go kochał. Nie wiedział kiedy, ale pokochał osobę, której nienawidził przez tak długo. I to całym sercem.
Uśmiechnął się pod nosem, gładząc blond włosy Shizuo.
- Śpisz? Wiesz, że cię nie podniosę i nie położę na łóżku, prawda? - mruknął, nie przerywając wcześniejszej czynności. - Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda, Shizu-chan? - zaakcentował ostatni wyraz i westchnął ze zrezygnowaniem, po dłuższej chwili ciszy.
Bez większego problemu oswobodził się z uścisku i położywszy się na mięciutkim łóżku, spojrzał na najwyraźniej śpiącego blondyna.
- Znowu będziesz chory, Shizu-chan! - zauważył, przykrywając kocem, nadal klęczącego brązowookiego. - Mówiłem, że nie będę cię podnosił... - usprawiedliwił sam siebie, kładąc się pod kołdrę.
Chcący czy nie, powoli ześlizgnął się na podłogę. Nadal szczelnie otulony cieplutkim materiałem, usiadł obok Shizuo i wtulił się w jego tors, oparłszy głowę na łóżku, zaraz naprzeciw twarzy starszego chłopaka.
Zdążył jeszcze delikatnie musnąć jego usta, zanim po chwili udał się w objęcia Morfeusza.
Blondyn uśmiechnął się lekko nawet nie otwierając oczu.
Odwzajemnił pocałunek, jednak złożył go na czole bruneta.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super rozdział! W końcu się go doczekałam. :D
Normalnie codziennie tu przychodzę i sprawdzam czy już coś wstawiliście. Czytam wszystko co się tutaj pojawi :).
Ale i tak moja ulubione opowiadanie jest o Izayi i Schizuo :)
Czekam na kolejne rozdział tej pracy z niecierpliwością. Ale także na inne wasze prace ;)
Hmmm... Jeśli nie chcecie to nie będę się pytać o załogę, ale mam nadzieję że wszystko szybko sie wam ułoży :)

Czekam z niecierpliwością na więcej :*

Anonimowy pisze...

*Shizuo