środa, 22 sierpnia 2012

Powinieneś walczyć. [5]


Witam wszystkich i w ogóle xD
Więc tak. Oto przed wami kolejna część długo wyczekiwanego opowiadania ;D
Tym razem już z nowym składem. Oficjalnie do naszej ekipy dołączył Lloyd. ^^ I to on poprawił poniższą notkę z błędów i literówek.
Miłej lektury!


-------------------------------------


-Trzy dni, znaczy trzy dni - oświadczył twardo blondyn, ciągnąc mocno za wstążki z tyłu gorsetu sukienki, żeby po chwili zawiązać je, tym samym wieńcząc swoje dzieło. - I bez dyskusji.
Wychodząc z pokoju po całkiem przyjemnie spędzonym czasie nawet nie przypuszczał, że po powrocie z łazienki na piętrze zastanie bruneta w normalnych ciuchach. O tym też musi wspomnieć Celty. Na pewno jest jakiś sposób, żeby cienie składające się na strój pokojówki uniemożliwiały Izayi zdjęcie kostiumu. Tak, dużo pewniej będzie, jeśli tylko ktoś inny będzie mógł to zrobić. Ale z drugiej strony, czy nie będzie to zbyt oczywiste...?
Skarcił się w myślach. Też coś.
Miał szczerą nadzieję, że po zakończeniu stosunku i zimnym prysznicu wszystko wróci do normy. Że znów na widok Izayi zapragnie go zamordować. Tymczasem jednak nic nie wskazywało na chociażby pozory normalności.
- Jasne, mamusiu – parsknął. Więc jednak trzy dni? A nie tydzień? Przeszło mu przez myśl, jednak postanowił to zachować dla siebie. - To zaczyna robić się niewygodne – dodał po chwili, naciągając niby-materiał sukienki. – Masz zamiar… wyjść?
-Nie, nie mam zamiaru - oświadczył. - Chyba, że pójdziesz ze mną? - odsłonił zęby w drapieżnym uśmiechu.
- W sumie to nie. Zaczekaj tutaj.
Izaya ruszył w stronę kuchni, by po chwili wrócić z listą zakupów, którą bezceremonialnie wręczył Shizuo.
- Przydaj się na coś i wróć najlepiej przed drugą – uśmiechnął się i spojrzał na lekko zdezorientowanego blondyna.
Miał zamiar przyrządzić obiad swojego życia i dziwną ochotę na spaghetti. Ironią za to można nazwać fakt, że jest to danie, które podobno zbliża do siebie ludzi.
~
Nie. To zdecydowanie niemożliwe, żeby po tym całym zdarzeniu wszystko wróciło do normy. Interesowało go tylko, co stanie się teraz? Czy każdy pościg będzie kończył się tak samo...?
Natychmiast odrzucił od siebie tę myśl. Nie. Nie. Nie. Co, jak co, ale na pewno nie zamierza snuć jakichś chorych fantazji na temat Izayi.
Z pewnością doświadczenie było jednorazowe.
I bardzo dobrze. W ogóle nigdy nie powinno do niego dojść.
Chociaż z drugiej strony... Na samo wspomnienie drżącego z rozkoszy bruneta zaschło mu w gardle.
Te i podobne im myśli towarzyszyły mu podczas kilku naprawdę wyjątkowo długich minut stania w kolejce do kas.
Co to w ogóle miało być? Przecież to Orihara powinien odwalać taką robotę! Tym bardziej, że teraz jest jego pokojówką... !
-Dzień dobry - przywitała się kobieta siedząca za ladą. Ton chyba z zamierzenia miał być serdeczny, jednak tylko na myśli się skończyło. Shizuo zignorował jej słowa i po prostu zaczął przeszukiwać kieszenie, by z jednej z nich wyjąć portfel. Swoją drogą, to chyba Izaya powinien zapłacić, prawda?
~
Brunet westchnął przeciągle, siadając na sofie. Zastanawiał się jak będą teraz wyglądać jego relacje z blondynem, ale chyba niewiele się zmieniło.
Nie, nie mógł tak powiedzieć. Przecież zaraz będzie gotował dla siebie i dla niego obiad. Przecież to nie jest normalne. Zrobiłby to w innych okolicznościach? Zrobiłby, prawda?
Zmrużył oczy. No pewnie, że by nie zrobił! Wywaliłby go, a najwyżej sam wyszedł i w ogóle nic by nie jadł. No chyba, że wpadłby po drodze na Simona i wstąpił na sushi.
Jak nic dotąd ciekawiło go, czy Shizuo też się nad tym zastanawia, co czuje… czy mu się podobało. I w sumie, czy by to powtórzył, a może uważa to za błąd?
Nadal czuł na sobie ten wręcz pożerający wzrok blondyna, nadal czuł jego zapach, dotyk jego dłoni, jego usta. Relacje między nimi naprawdę mogą wrócić do normy?
W sumie to nawet tego nie chciał.
Ukradkiem zauważył swoją czarną kotkę i uśmiechnął się, swoim charakterystycznym uśmiechem. Podniósł ją ostrożnie i usadowił na swoich kolanach.
- Słodka jesteś, wiesz? – zapytał, głaszcząc delikatne jej futerko.
~
Shizuo otworzył drzwi do mieszkania praktycznie na oślep.
-Wróciłem - oświadczył zamykając je za sobą, po czym natychmiast zamilkł. Przeklęty nawyk. Nie powinien się w ogóle odzywać. Teraz zabrzmiało to, jakby zaczął traktować to miejsce inaczej niż do tej pory.
Też coś. To po prostu głupi nawyk. W ogóle, czym on sie tak przejmuje?
Przeszedł do kuchni, postawił torby z zakupami na stole i zaczął zastanawiać się, gdzie jest Izaya. Wtedy coś otarło się o jego nogę. Natychmiast spojrzał w dół i ku swojemu zdumieniu zobaczył czarnego kota, w którego towarzystwie niedawno widział Izayę. Zwierzak ocierał się o jego nogi, domagając się pieszczot. Blondyn przykucnął i pogłaskał go po łebku. Kot zamruczał głośno.
-Śliczny jesteś -oświadczył, gładząc czarne futerko. - Ciekawe, jak masz na imię?
- To jest ona i jak na razie nie ma imienia. – burknął szybko Izaya, opierając się o drzwi i przyglądając poczynaniom obu, w sumie dość interesującym stworzeniom w jego kuchni.
Już drugi raz w tym tygodniu czuł się zazdrosny. Tym razem jednak nie o Shizuo, a o kotkę obok niego. Bardziej lubiła blondyna? Też coś… On sam zawsze musiał ją łapać czy też do niej podchodzić, ona nigdy nie wykazała się żadną inicjatywą, a teraz?
-A masz już jakiś pomysł? Przecież skoro należy do ciebie, musisz w końcu coś wymyślić - zauważył.
Zmierzył Izayę badawczym spojrzeniem. Chłopak unikał jego wzroku, a z jego postawy aż wydzierała zazdrość. Uśmiechnął sie lekko. Później to wykorzysta.
- Jeśli nazwiesz zwierzę trudniej będzie ci się z nim rozstać. Jak chcesz sam możesz coś wymyślić – odpowiedział krótko Orihara, zgodnie z prawdą i ruszył w stronę zakupów, po czym powoli zaczął je wypakowywać.
-To przykre, że już na początku znajomości myślisz o rozstaniu - skomentował tylko Shizuo, sam nie do końca będąc pewnym, czy mówi o kocie, czy o sobie. Bo przecież za trzy dni to wszytko będzie tylko chorym wspomnieniem. I chociaż do tego czasu wolał czerpać tyle, ile się dało z każdej chwili, nie mógł być teraz pewny, czy brunet nie myśli tylko o końcu.
Po tych słowach wyszedł z kuchni i skierował sie do salonu, a czarny, póki co bezimienny kot podreptał za nim.
- Nie moja wina, że świat jest, jaki jest – mruknął cicho, bardziej do siebie niż do Shizuo i zabrał się za gotowanie.
~
Zajęło mu to dłuższą chwilę. Bitą godzinę, jak nic, ale w końcu z zadowoleniem stwierdził koniec pracy. Wyciągnął po dwie pary talerzy, widelców i rozłożył je na kuchennym stole. Dolał jeszcze mleka do miski i ruszył w stronę salonu, gdzie najwyraźniej przebywał brązowooki.
- Jak coś, to jedzenie już gotowe – rzucił, otwarłszy drzwi i szybkim krokiem wrócił do stołu.
-Nie-e - Shizuo wszedł do kuchni. -Powinieneś powiedzieć: „Proszę pana, obiad jest gotowy!”, a jak już przyjdę, ukłonić się grzecznie i czekać aż ja zacznę jeść.
Usiadł  naprzeciwko bruneta i ze zdumieniem spojrzał na ustawiony przed sobą talerz.
- Nie wiedziałem, że umiesz gotować - mruknął tylko i zaczął jeść.
- Gdybym nie umiał, kazałbym ci kupić coś gotowego na mieście – odpowiedział po chwili, ignorując wcześniejszą wypowiedź.
Czuł się nieswojo. Nie był pewien czy to ma jakiś związek z blondynem, ale jego żołądek zaciskał się i rozluźniał na przemian.
Spojrzał z niesmakiem na naczynie przed sobą. Wcześniej wydawało mu się jakieś takie… inne.
Owinął makaron wokół widelca i spróbował trochę. Nie smakowało mu. Zmrużył oczy, po czym bez zbędnego zwlekania odłożył talerz.
-Tak swoją drogą, Izaya - zagadnął Shizuo, kiedy brunet odsunął się już od zlewu. - Mam coś dla ciebie.
Wstał i podszedł do zdezorientowanego chłopaka, który niemal od razu wbił w niego swój podejrzliwy wzrok.
- Powinienem zacząć uciekać? - spytał sarkastycznie, próbując tak na wszelki wpadek ocenić swoje szanse.
Shizuo zaśmiał się.
-Spokojnie, nic ci nie będzie - oświadczył, przy czym delikatnie pogładził policzek Izayi opuszkami palców. -A teraz zamknij oczy.
Przez ciało niższego przeszedł nagły dreszcz.
- Oczywiście. Może frytki do tego? – parsknął, po czym cofnął się o krok, ignorując wbijające się w jego plecy meble.
Blondyn podszedł za nim, uniemożliwiając ucieczkę.
-Nie trzeba. Wystarczy, że zrobisz to, o co proszę- powiedział spokojnie. - Izaya, nic ci nie zrobię - uśmiechnął sie z politowaniem.
Westchnął głęboko, zamykając oczy.
Co on znowu kombinował? Był ciekawy, ale w sumie nie do końca pewien, czy naprawdę chce to wiedzieć. Shizuo był nieprzewidywalny, trudno określić, co tym razem mogło wpaść mu do głowy. Oczywiście miał nadzieję, że nic... strasznego. Tak, można tak powiedzieć.
Shizuo uśmiechnął się do siebie, widząc, że chłopak spełnił jego życzenie. Wyjął z kieszeni dość pożądanych rozmiarów przedmiot i pochylił się nad Izayą.
-Nie otwieraj oczu, jasne? - wyszeptał mu do ucha i zapiął na jego szyi... obroże. - No, od teraz będziesz moim kotkiem - oświadczył, zadowolony, mimo faktu, że Orihara otworzył oczy w połowie zabiegu. - Nie zdejmiesz jej tak łatwo, jest od Celty. Powiedziałem jej, że to dla Ravi, bo normalną z łatwością zdejmuje. To znaczy, wyślizguje się z niej. Ta nie puści, dopóki ja jej nie zdejmę.
Izaya przez dłuższa chwilę wpatrywał się w Shizuo jak ciele w malowane wrota.
- Kotkiem? Obroża? Celty? Ravi? – zapytał, nie spuszczając z niego wzroku. – Śmieszne. Nawet bardzo. Nie pojebało cię czasem? – warknął z jawnym zażenowaniem. – Co to, do cholery jest? I kto to jest Ravi?
-Odpowiem po kolei - zaśmiał się Shizuo. - Tak, kotkiem. Owszem, obroża. Celty, na pewno ją kojarzysz. Ravi to twoja kotka. Pozwoliłeś mi ją nazwać, nie? I nie, nie pojebało mnie - po tych słowach najzwyczajniej w świecie objął Izayę w pasie i wpił się w jego usta. Kiedy odsunął sie od niego trochę, dodał jeszcze tylko: - wyglądasz w niej uroczo, moja mała pokojóweczko.
- Och, czyżby naprawdę jarały cię takie rzeczy, Shizu-chan? – zapytał, unosząc brwi w udawanym zdziwieniu. Jeszcze chyba nigdy nie był tak zdenerwowany. Zgodził się jakoś na ten cały strój pokojówki, pogodził się z tym drugim losem, dał mu się nawet przelecieć… a on? Tak, następny pomysł jak go upokorzyć! – Urocze, acz żenujące.
Odepchnął od siebie blondyna, co w sumie odniosło zadziwiająco dobre rezultaty, ponieważ Shizuo naprawdę go puścił i odsunął się o parę kroków w tył. Westchnął cicho, starając się w ten sposób uspokoić.
Szybkim krokiem ominął brązowookiego, po czym zamknął się w najbliższym pomieszczeniu, które okazało się być salonem. Naprawdę musiał wszystko przemyśleć, to było tak chore, że aż śmieszne i w sumie nierealne.
Shizuo uśmiechnął się znowu. Świetnie. Wszystko idzie po prostu świetnie.
Oparł się o ścianę i zsunął na podłogę. Czarna kotka  natychmiast wskoczyła mu na kolana. Pogłaskał zwierzę.
-Teraz wystarczy tylko poczekać – powiedział, nie do końca wiedząc czy do siebie, czy kota.
~
Izaya nadal siedział w salonie.
Miał szczerą ochotę parsknął śmiechem i udławić się powietrzem.
Wszystko, dosłownie wszystko zaczęło go irytować, począwszy od Shizuo, przez sukienkę, aż do tej całej obroży.
Powoli, siląc się na spokój, wstał z ziemi i z niesmakiem ruszył do kuchni, gdzie od razu zauważył wręcz promieniującego blondyna.
- Ściągnij to ze mnie, Shizu-chan. - rzucił beznamiętnie, od razu na wstępie.
-Nie ma sprawy - odparł Shizuo, jednak  nie ruszył się z miejsca. Nawet nie przestał głaskać czarnego futerka kotki.
- Więc? Na co czekasz?
-No chyba nie oczekujesz, że tak po prostu to zrobię - spojrzał na niego niemal z politowaniem. Zepchnął na ziemię zwierzę, po czym wstał i pokonał dzielącą ich odległość. Izaya natychmiast się spiął i odwrócił wzrok, ale to go nie zraziło.
Przytrzymał dłonią jego szczękę i zmusił do patrzenia sobie w oczy.
-Zdejmę ją, jeśli przez najbliższą godzinę bez gadania wykonasz wszystkie moje polecenia. Wszystkie - powtórzył i uśmiechnął sie słodko.
Tak, to zdecydowanie będzie udany dzień.
- To nie jest warte nawet pięciu minut. - przewrócił oczami i wyrwał twarz z jego uścisku. Wiedział, że sam tego nie ściągnie, bo próbował już chyba przez godzinę, ale zawsze może napisać czy zadzwonić do Celty albo Shinry. Możliwe, że będzie to dość dziwnie wyglądało, ale jak mus to mus.
Nie zważając na nic, nadal z tym samym, sztucznym nawet jak na niego uśmiechem, po raz któryś tego dnia ruszył w stronę wyjścia. Łaski bez.
-Shinra i Celty wyjechali na małe wakacje - zawołał za nim Shizuo. - Nie będzie ich do przyszłego tygodnia. Ale szczerze mówiąc może to i lepiej? Moim zdaniem wyglądasz świetnie. - Z trudem powstrzymywał śmiech.
Izaya wyszczerzył się jeszcze szerzej.
- Jeśli piekło istnieje, będę cię prześladować nawet w jego najgłębszych czeluściach, wiesz?
-To juz wcześniej nie zamierzałeś?
- Nigdy tego nie powiedziałem, a przynajmniej na głos.
-Och, doprawdy? - udał zamyślonego. - W każdym razie miałem takie wrażenie... No cóż. Dobrze wiedzieć - znów się uśmiechnął. - To jak będzie?
- Wyjdź z mojego mieszkania i nie wracaj – odpowiedział po chwili, wzruszając ramionami. – Najlepiej nigdy – dodał, zamykając za sobą drzwi.
Jakie było prawdopodobieństwo, że blondyn najzwyczajniej w świecie go nie okłamał, a te dwa zakochane w sobie po uszy gołąbeczki, naprawdę wyjechały? Nikłe.
Przecież by o tym wiedział.
Shizuo zmrużył oczy. Plan A zawiódł? Zawsze zostaje plan B. Którego, miał dziwne wrażenie, będzie żałował.
Nacisnął klamkę i tak, jak się spodziewał, napotkał opór.
Nie. Drzwi mają zostać. Chodzi tylko o wyłamanie zamka. Mocno pociągnął za klamkę i już po chwili stanął oko w oko z Izayą. Zignorował jakieś słowa chłopaka i bezceremonialnie podciął mu nogi. Obaj znaleźli się na podłodze.
Przytrzymał nadgarstki bruneta i wsunął kolano między jego nogi.
-Tak łatwo sie mnie nie pozbędziesz - zaśmiał się, by po chwili znów złożyć na ustach Orihary długi, namiętny pocałunek.
Musiał przyznać, że za pierwszym razem naprawdę mu się podobało. I że zamierzał wykorzystać każdą szansę, by dostać więcej. A należy wspomnieć, że przez najbliższe dni Izaya będzie należał tylko do niego. I nie ma prawa się mu sprzeciwiać.
Jęknął z niezadowoleniem, czując wręcz paraliżujący dreszcz bólu.
- Och, Shiu-chan znowu się podniecił? Spadaj - warknął, próbując wyrwać się ze wręcz stalowego uścisku.
Poddać się? Na pewno będzie mniej bolało, ale co jeśli nie? Chociaż w sumie i tak jest po przegranej stronie.
- Z-Zgoda, godzina. Z tym, że potem wychodzisz i nie wracasz – mruknął, odwracając wzrok.
-Świetnie. Pierwsze zadanie: masz ładnie przeprosić za to, jak się zachowałeś.
- Przepraszam za to... jak się zachowałem. – odpowiedział, po dłuższej chwili i chociaż na twarz wdarł mu się lekki uśmieszek, w jego głosie słychać było niezdecydowanie.
-Nie. Nie tak. Po pierwsze, musisz patrzeć mi w oczy - pouczył go blondyn.
- Przepraszam za to, jak się zachowałem. - warknął, przez zaciśnięte zęby. Tym razem patrząc w brązowe ślepia blondyna, w których bez wysiłku mógł dostrzec rozbawienie.
-Po drugie, musisz zmienić ton - dodał, ignorując kolejne słowa bruneta. Cała ta sytuacja zdecydowanie go bawiła. A fakt, że Izaya zgodził się przez godzinę nie podważać jego poleceń tylko dodatkowo go nakręcił.
- Dobrze - rzucił, tym razem beznamiętnym głosem. Nadal tępo wpatrując się w blondyna.
-No i znowu - westchnął, niby to cierpiętniczo. - Co ja z tobą mam. "Bardzo przepraszam za moje zachowanie. To juz nigdy się nie powtórzy" - wyrecytował słodkim głosem. - Teraz ty.
Brunet zmrużył oczy.
- Przyjmuję przeprosiny? - zapytał z rozbawieniem.
Więc tak chce się bawić?
-Niegrzeczna dziewczynka - oświadczył Shizuo i mocniej ścisnął nadgarstki Izayi. Chłopak zaskamlał z bólu. - Przeproś ładnie.
- Przepraszam - mruknął cicho, przysuwając obolałe dłonie bardziej w swoją stronę.
-Może być - stwierdził łaskawie Shizuo, poluźniając uścisk. - A teraz mnie pocałuj- zażądał. - Chyba, że znowu chcesz przejść od razu do rzeczy?
No proszę. A więc nawet Izayę można do czegoś zmusić. Wystarczy tylko postawić go w sytuacji bez wyjścia.
Czerwonooki mruknął coś niezrozumiale, po czym wbił sie w jego usta.
Przez ciało młodszego chłopaka przechodziły liczne dreszcze, a to wywołane podnieceniem, a to strachem. Chociaż szczerze chciał zatuszować swoje uczucia w tej sytuacji czy po prostu w obecności blondyna szło mu to wręcz okropnie.
Ich usta przez długi czas trwały w namiętnym pocałunku, którego żadne z nich nie chciało przerwać ze swoich własnych powodów. Izaya nie był pewien, czy Shizuo zauważył pewien fakt. A mianowicie brunet od przedpołudnia nie wykonywał żadnych gwałtownych lub energicznych ruchów.
Zgadza sie, biodra bolały go niemiłosiernie i chociaż nie chciał tego okazywać, stać było go jedynie na szybkie tempo chodzenia.
Nagle któreś z nich przerwało pocałunek, by nabrać powietrza.
Izaya jednak szybko powtórzył czynność. Badał go, jak gdyby całowali sie po raz pierwszy. Właściwie przedłużał wszystko jak tylko potrafił. Wcześniejsze bliskie spotkanie z Shizuo nazwałby jedynie jednorazową przygoda. Co prawda było miło, wręcz bardzo, ale skutki tego wcale nie były najlepsze.
Nie chciał nic nowego. Najlepiej gdyby okazało się, że to wszystko to zwykły sen.
- Szantażysta, gwałciciel, sadysta... Niedługo nie będziesz miał mnie o co oskarżać, Shizu-chan. - wypalił nagle. Jednak zaraz po tym przełknął głośno ślinę, przeklinając się w myślach. To nie był najlepszy moment na prowokowanie blondyna.
Podgryzł dolną wargę, tak żeby juz żadne niepotrzebne zadanie nie opuściło jego gardła, modląc się w duchu, by chłopak zignorował jego uwagę.
-Nieładnie - wyszeptał Shizuo, odsuwając się od Izayi. - To było niegrzeczne, pokojóweczko - skarcił chłopaka. - Muszę cię za to ukarać.
Mówiąc to nachylał się coraz bliżej ucha Izayi. Chłopak zaczął niekontrolowanie drżeć.
Blondyn objął go mocniej w pasie i przygryzł płatek jego ucha. W ustach poczuł smak krwi.
Izaya wygiął sie w łuk i przekręcił głowę, zakrywając tym samym zakrwawione miejsce.
Bolało w cholerę, w sumie jak prawie wszystko, ale... nie mógł powiedzieć, że to mu sie nie podoba. Skarcił się za tą myśl. Nie chciał żeby mu sie to podobało, nie chciał żeby Shizuo mu sie podobał, a najbardziej nie chciał żeby doszło do czegoś więcej.
Przycisnął sie do podłogi jeszcze bardziej- gdyby możliwe było wtopienie sie w panele, na pewno by mu sie to teraz udało.
Czuł jak słone krople zaczynają napływać mu do oczu. Wiedział co teraz będzie, był tego po prostu pewien, chociaż próbował o tym nie myśleć. Tłumaczyć sobie, że do niczego nie dojdzie. Zabawne, jednego dnia wylać więcej łez niż w ciągu całych ubiegłych sześciu lat.
Shizuo przyglądał się uważnie każdemu z ruchów Izayi i z każdą sekundą nabierał większej pewności. Co do dwóch rzeczy.
Po pierwsze, wyglądał na to, że Izaya rzeczywiście jest masochistą. A po drugie, najwyraźniej jeszcze nadal odczuwał nieprzyjemnie skutki poprzedniego stosunku.
Ku swojemu własnemu zdumieniu zdał sobie również sprawę, że nie chce robić nic niezgodnego z wolą bruneta.
-Izaya? - zaczął cicho. - Jeśli nie chcesz, to możemy sobie odpuścić tym razem.  
- N-Nie chce... - odparł prawie od razu, chociaż szczerze wątpił by to pomogło.
Blondyn uśmiechnął się z cieniem żalu. No cóż. Będzie jeszcze więcej okazji.
-To teraz zrób mi loda i na razie skończmy - polecił.
Izaya przez dłuższa chwile wpatrywał sie w Shizuo, aż w końcu pokręcił przecząco głową.
Co prawda, to prawda. Robił to juz z facetami, ale chociaż w tej chwili może to wydawać sie śmieszne, zawsze był typem dominującym. Szczerze, nie umiał robić takich rzeczy. Nie, inaczej. Nigdy tego nie robił i jakoś sie do tego na palił.
-No już, już - pogonił go Shizuo, wstając mu z kolan. - Do roboty - opadł na stojące obok krzesło.
Bądź co bądź zaistniała sytuacja naprawdę go podnieciła i ani myślał o spokojnym odejściu przed ulżeniem sobie. A skoro Izaya chwilowo jest niedysponowany, musi odejść się bez konkretów.
Brunet powoli ruszył w ślad za blondynem.
- J-Ja... Ale nie umiem... - zaczął, rozpinając mu spodnie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak drżały mu ręce, kiedy wyciągnął nabrzmiałą męskość Shizuo. - Ja naprawdę nie umiem...
-No to chyba najwyższa pora się nauczyć, co? - zaśmiał się Shizuo. - Spokojnie, moja słodziutka, niewinna pokojóweczko. Będę cię instruował. - Jego wargi wygięły się w kpiącym uśmiechu. No proszę, Izaya czegoś nie potrafił. Z drugiej strony jednak to chyba lepiej? - Na początek poliż.
Izaya spojrzał z dołu na blondyna, a kpiąc uśmieszek sam zawitał na jego twarzy. Słodziutka? Niewinna? Pokojówka? Prychnął w myślach, wzrok kierując na członka Shizuo.
Pochylił sie delikatnie i niepewnie zaczął go oblizywać.
„Do czego to doszło” przeszło mu przez myśl.
-Świe-tnie - zacisnął dłonie na brzegach krzesła. Każdy dotyk doprowadzał go niemal do szaleństwa. Delikatne, wyraźnie niepewne ruchy Izayi były zupełnie inne od tego, co zazwyczaj robił. - Teraz... weź... do ust... -wydyszał. Z trudem przychodziło mu oddychanie, robiło się coraz goręcej.
Brunet z dziwną satysfakcją odebrał odpowiedz Shizuo na swoje pieszczoty.
Ostatni raz oblizał męskość blondyna, by po chwili zgodnie z instrukcja wziąć czubek miedzy usta. Nie zastanawiając sie długo zaczął go ssać, czując, jak brązowooki zatapia palce w jego włosach.
Z niesmakiem zauważył, że jego głowa zostaje siłą przyciągana, przez co coraz większa cześć członka zatapiała sie w jego ustach.
Blondyn mimowolnie wplótł palce we włosy Izayi. Nie miał nawet pojęcia że doznania będą tak intensywne. W każdym razie niedoświadczenie Izayi i niepewność jego czynów tylko dodatkowo go podniecała. Oczy zaszły mu mgiełką, już dawno przestał racjonalnie myśleć.
-Dosko-nale - zdołał tylko wykrztusić, ale zaraz po tym zacisnął zęby.
Z każdą sekundą był coraz bliżej spełnienia.
-Połknij - wysyczał tylko dosłownie sekundę przed szczytem.
Brunet spróbował się odsunąć, ale uniemożliwiła mu to dłoń Shizuo.
Słysząc polecenie pokręcił przecząco głową, a kiedy poczuł lepką substancję, wypełniającą jego usta, skrzywił sie lekko.
Mimo wszystko chciał zachować chociaż resztki godności. Zaczął nieznacznie przesuwać sie do tyłu, wszędzie byleby daleko od blondyna.
-Wszystko, bo inaczej nie zdejmę ci obroży - warknął Shizuo.
Izaya zawahał się przez chwilę, po czym ze zrezygnowaniem zaczął połykać nasienie blondyna, co wcale nie okazało się być prostym zadaniem. Juz po chwili zaczął sie krztusić, czemu towarzyszył niekontrolowany napad kaszlu. Przeklął siarczyście pod nosem.
Shizuo bez słowa wstał i zapiął spodnie. Podszedł do Izayi i zdjął z niego obrożę.
-Przyjdę rano - oświadczył tylko i wyszedł.
~
Tak jak mówił Shizuo, blondyn pojawił sie rano. Tym razem jednak nie zastał śpiącego, a pracującego bruneta. Postanowił, że nie będzie zadręczał się tym wszystkim co sie teraz dzieje, a po prostu zacznie robić to, co lubi. Tak żeby mieć co robić i nie rozmyślać o zdarzeniach z ostatnich dni.
Wiedział już chyba wszystko, co było potrzebne. Teraz szukał jakiegoś miejsca, gdzie mogliby mieszkać. Jak się okazało, Shinra i Celty nie wyjechali na wakacje, można to jedynie nazwać jakąś kilkudniową wycieczką. Wracają najprawdopodobniej w poniedziałek, ponieważ Izaya wątpił by niby-lekarz mógłby ominąć kilka godzin chemii i tym podobnych.
Shizuo naprawdę długo wahał się, czy przyjść do Izayi. Nie był pewien, jak Orihara zareaguje na jego widok. Szczerze mówiąc on sam miał już dość takiego siebie. Od kiedy lubił znęcać się nad słabszymi? Nawet, jeśli to Izaya, czerwonooki koszmar całego Ikebukuro, to przecież powinien zabić go raz a dobrze, a nie rozdrabniać się w upokarzanie. W sumie jednak przecież Izaya bawił się w to każdego dnia. Niszczył rodziny, zmuszał do popełniania samobójstw, krzywdził ludzi, którzy nawet go dobrze nie znali. A wszystko z powodu chorego hobby. I właśnie ta myśl kazała mu wyjść rano z domu.
Był szczerze zaskoczony, kiedy zaraz po wejściu do mieszkania i przywitaniu się z Ravi, zastał bruneta przed komputerem. No tak. Prawie zapomniał o Celty.
-Jak ci idzie, pracoholiku? - zapytał, stając za nim.
-Świetnie. - odpowiedział zaraz po chwili, przerywając pracę. Po czym obrócił się w stronę Shizuo. - Miałeś już nie przychodzić. - Zauważył, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć.
-Jeszcze dziś i jutro mam pełne prawo przychodzić tu kiedy zechce i robić z tobą, co zechcę - oświadczył Shizuo bezbarwnym głosem.
- Prawo? Mów dalej, zaczyna sie ciekawie.
-Nie próbuj ze mną dyskutować, Izaya- syknął tylko.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale to ty zacząłeś rozmowę.
-Jesteś mi cos winien zawczoraj - uśmiechnął sie lekko.
- Z tego co pamiętam po tamtej godzinie miałeś wyjść i już nie wracać. Dlaczego mam wywiązywać sie z umowy, kiedy ty sam wszystkie olewasz?
-Oh? Ja nic takiego sobie nie przypominam - oświadczył, w tym samym momencie całując Izayę, uniemożliwiając mu powiedzenie czegokolwiek więcej.
Wrócił myślami do wieczoru swoich urodzin i pierwszej niepokojącej myśli.
Faktycznie całowanie Izayi było o wiele bardziej przyjemne niż Eriki.
Uśmiechnął sie w duchu. Do czego to doszło?
- Och, Shizu-chan. Zaczynasz robić sie nadgorliwy. - ostatni wyraz niemal przeliterował, wyciągając nóż z półki. - Zabijanie gości we własnym domu nie jest zbyt kulturalne, wiec może stąd już wyjdziesz? - zapytał z uśmiechem, wbijając narzędzie delikatnie w szyję blondyna.Nie poczuł bólu, a jedynie stróżkę gorącej krwi spływającą po jego szyi. Zacisnął zęby.
-Izaya, nie chciałbym użyć wobec ciebie przemocy- ostrzegł. Wcale nie uśmiechało mu się wymuszanie czegokolwiek na brunecie. A w każdym razie nie aż tak dosadne.
Nienawidził przecież przemocy.
- Ja również, Shizu-chan. Wiec może grzecznie wyjdziesz? - spytał sarkastycznie. Mówiąc to mimo wszystko przycisnął nóż mocniej, przed oczami ciągle mając te same wizje. Od samego początku, od zawsze był zazdrosny o blondyna, ale tego miał po prostu ochotę go zabić.
Zniszczyć tę chorą więź, jeśli można to tak nazwać. Wtedy wszystkie problemy mógłby się rozwiązać, prawda?
Ale nie wiedzieć czemu nie mógł. Odsunął delikatnie narządzie, tak by nie mógł go bardziej zranić, a tym samym tak, żeby tamten niczego nie zauważył.
- Wyjdź. - powtórzył brunet.
Shizuo odsunął się od Izayi o krok.
Przełknął ślinę. Nie potrafił zidentyfikować dziwnego uścisku w okolicach żołądka, który niespodziewanie poczuł. Co oznaczał? Czym był wywołany?
Jedno wiedział na pewno. Nie pozwoli Oriharze zatriumfować.
Zrobi coś, co zniszczy tego manipulatora, a potem dopiero wyjdzie. I już nigdy, nigdy nie pomyśli juz o nim w taki sposób, jak dotychczas. To była swego rodzaju obietnica.
Zaczął nabierać pewności, że Izaya nic do niego nie czuje. Pewności, że nic z tego nie będzie. Pewności, że został podle oszukany. Orihara cały czas się nim bawił. A teraz, kiedy już mu sie znudziło, najwyraźniej postanowił się go pozbyć. Niedoczekanie.
Po części był też jednak pewien, że to, co robi, robi tylko dlatego, aby uniknąć ryzyka jakie niosły ze sobą jakiekolwiek uczucia żywione do informatora. Nie chciał, po prostu nie chciał zostać zranionym. też coś. On, Shizuo Heiwajima, postrach Ikebukuro, bał się tak elementarnej rzeczy? Nie. nie bał się. po prostu tego nie chciał. Niewiele miało to wspólnego ze strachem.
Był świadom, że w jego oczach pojawił się złowróżbny błysk. Zobaczył odbicie tego gestu w zachowaniu Izayi. Brunet się zawahał. Wiedział przecież, że nie może równać się z jego siłą. Doskonale wiedział, że jest na straconej pozycji, nawet, pomimo, że ma przy sobie broń.
Wiedział, co się teraz stanie. I bał się.
Orihara Izaya najzwyczajniej w świecie się bał.
Shizuo uśmiechnął sie do siebie.
No to teraz się zacznie.
Nie zastanawiając się już dłużej, przeciął policzek blondyna.
Nie będzie pozwalał sobie na takie zagrywki, poza tym miał dosłownie w dupie libido Shizuo.
- Wiesz co? Zabawny jesteś. Tak cholernie boisz się, że możesz zranić innych lub inni mogą zranić ciebie, że nie jesteś w stanie normalnie funkcjonować, co jeszcze pogarsza twoja nadludzka siła. Nie umiesz jej kontrolować, właściwie to już zdążyłeś się z tym pogodzić, prawda? Wyżywasz się na osobach, których praktycznie nie znasz albo na osobach, których nienawidzisz, z nadzieją, że nie mają uczuć, zawzięcie tłumaczyć sobie, że to nie jest złe. Że osoby, którym to robisz są podłe i im się należy, nie biorąc po uwagę faktu, że jesteś taki sam. Wmawiasz sobie tyle rzeczy, że chwilami zastanawiam się, czy w twoim świecie nie żyją jednorożce. A wracając... jesteś taki sam jak ja, a może nawet gorszy. Mnie w przeciwieństwie do ciebie da się zabić. - westchnął przeciągle. - W sumie to jesteś po prostu bestią, czego twoja chora głowa za nic nie może zaakceptować. Nie może? W sumie to ona po prostu nie chce. Za wszelką cenę próbuje zatuszować ten niekorzystny fakt, w sumie jak wiele innych. - zaakcentował przedostatni wyraz. - Wyjdź stad. Nienawidzę cie.
Shizuo wysłuchał jego słów ze względnym spokojem.
Świetnie. A więc za taką osobę ma go nawet Izaya. Ale... czy faktycznie nie stał się takim... czymś?
Zaczekał, aż Orihara skończy mówić, a wtedy nadal nie zmieniając wyrazu twarzy zamachnął się i wymierzył mu policzek. Włożył w ten cios wszystkie swoje uczucie, po części mając nadzieję, że Izaya zginie na miejscu. Odgłos uderzenia odbił sie od pustych ścian mieszkania, a brunet upadł na ziemię.
-Nie porównuj mnie do siebie - warknął tylko Shizuo i ominąwszy chłopaka wyszedł z mieszkania. Zajebiście. Po prostu zajebiście.
Izaya zaśmiał sie pod nosem.
Doskonale wiedział, że tak będzie. Blondyn teraz spróbuje udowodnić mu, że się myli. Że ma uczucia i nie boi sie ich okazywać. Śmieszne, miał nadzieje, że go zaskoczy.
W sumie trochę zaskoczył go tym ciosem, ale myślał o czymś większym.
Podniósł sie powoli i ruszył do łazienki.
- No pięknie... - opuszkiem palców dotknął czerwone miejsce. Paliło jak cholera.
~
Ze złością zatrzasnął za sobą drzwi, przyciągając tym uwagę sąsiadki mieszkającej piętro wyżej, która natychmiast zastukała energicznie w podłogę swojego mieszkania, nakazując mu ciszę.
Zacisnął zęby. Przeklęty Izaya.
Jeszcze nigdy dotąd aż tak go nie wkurwił. A najgorsze było to, że prawdopodobnie miał po części rację.
Prychnął pod nosem. Jeszcze czego, żeby miał wpaść w depresję przez tę cholerną mendę.
Jak w letargu wszedł do sypialni i opadł na łóżko.
Nie miał najmniejszego zamiaru wstawać do wieczora. Zwłaszcza, że przez ostatnie noce nie sypiał zbyt dobrze. Raz egzaminy, zaraz potem cała ta akcja z Oriharą... Może wreszcie odeśpi? Poza tym chyba lepiej będzie po prostu przespać jakiś czas, zamiast zadręczać się podłymi myślami. Może faktycznie przesadził? Może i nie powinien aż tak zareagować? Może robiąc to, nieświadomie brał udział w kolejnej głupiej grze Izayi?
Nie miał jednak pewności, czy zdoła zasnąć. No cóż.
Od jakiegoś czasu ignorował ból głowy, który teraz, podczas praktycznie zupełnej bezczynności zaczął dawać się mocniej we znaki.
Niechętnie zwlekł się z posłania, żeby znaleźć jakieś tabletki, które pomogą mu zasnąć.
Przez chwilę patrzył na białą pastylkę, po czym dołączyły do niej kolejne.
Trzy. Cztery. Osiem. Dwanaście... Nie!
Myśli samobójcze? To do niego niepodobne. Z niesmakiem dla samego siebie wyrzucił tabletki do kosza.
Jeszcze czego.
Ale czy sama myśl, że jest taki, za jakiego uznał go Orihara go nie wykończą?
W przeciwieństwie do informatora, jego sumienie działało doskonale. Czasami nawet nadgorliwie.
A mimo to przecież był godzien miana "bestii z Ikebukuro".
~
Shinra opadł na ławkę obok Izayi. Poprawił okulary, które zsunęły mu sie niemal na czubek nosa i odchrząknął.
-Jak ci idzie z rozpracowywanie drogówki? - zagadnął, obserwując równocześnie imponujący wsad w wykonaniu Dotachina. Wuefista podzielił ich na trzy drużyny, w których mieli rozegrać mecze koszykówki. Ku zaskoczeniu wszystkich Izaya zgłosił niedysponowanie. Chyba po raz pierwszy w tym roku szkolnym.
- W sumie nieźle. Szukam teraz miejsca ich pobytu - odpowiedział, przebijając bańkę mydlaną igłą i zamilkł na chwile. - Problemy są jak bańki mydlane, prawda? - zaczął, nim Shinra zdążył cokolwiek powiedzieć. - Niektóre wystarczy dotknąć tępym, drewnianym kijem, by pękły, a znowuż niektóre trzymają sie i nawet igła nic nie może wskórać. Przyczepiają sie do ciebie jeszcze bardziej i nie chcą puścić czy chociażby zniknąć. A kiedy już ze zrezygnowaniem przyciągasz je do siebie i chcesz je zniszczyć własnymi palcami, czyli najsilniejszą i niezawodną techniką... Zastanawiasz się czy naprawdę tego chcesz, bo zdążyłeś sie już przyzwyczaić. Możliwe, że nawet polubić i jest ci żal. Odsuwasz je od siebie, by sie zastanowić, ale to i tak nie wiele daje, bo z czasem przychodzą nowe, zaskakujące wręcz myśli. Próbujesz wtedy zrozumieć swój problem i masz wątpliwości czy nie zrobiłeś źle, czy mogłeś je zostawić, czy po prostu je rozwiązać. Zniszczyć ich epicentrum i żyć spokojnie. Ale czy wtedy życie nie byłoby zbyt nudne? - skończył swój wykład, kiedy wylał na ziemie całą wodę, która była w pudelku z bankami. Przez chwile wpatrywał się w ciecz, która płynęła prosto na boisko, by po chwili przenieść badawczy wzrok na niby-lekarza.
-O czym ty mówisz, Izaya-kun? - chłopak zmarszczył brwi.
Przyjrzał się brunetowi dokładnie. Coś było zdecydowanie nie tak.
Z jego oczu zniknęła zwyczajowa złośliwość, z tonu sarkazm a usta nie były wygięte w kpiącym uśmiechu. No i jeszcze coś.
-Jest prawie trzydzieści stopni na plusie. Dlaczego masz na sobie sweter? Co ci się stało? Co zrobił Shizuo? - zadał kolejne pytanie, przekonany, że powodem dziwnej zmiany jest blondyn. Zaczął zastanawiać się, czy ta gra w butelkę to był dobry pomysł.
Bezceremonialnie złapał Izayę za lewe ramię i podwinął mu rękaw.
-Czy to on...? - urwał wpół pytania, oniemiały ze zdziwienia. Od nadgarstka aż po łokieć ramię Izayi pokryte było większymi i mniejszymi sińcami. W dodatku sam nadgarstek był mocno otarty. - Izaya, idziesz do pielęgniarki, czy ja mam się tym zająć? - zapytał poważnie.
Brunet wyrwał dłoń i włożył do kieszeni.
- Oj, weź spadaj, Shinra. Jak zawsze panikujesz... - powoli odwrócił wzrok, zatrzymując go na ławce, na której zazwyczaj przesiadywał blondyn. Dzisiaj go tam nie było. Właściwie to w ogóle nie było go w szkole.
Dziwnym faktem, czerwonooki zastanawiał się, jak Shizuo odebrał jego słowa i czy zrozumiał o co tak naprawdę mu chodziło. Chciał, by tamten podzielił sie z nim swoimi myślami, chociaż wiedział, że nigdy do tego nie dojdzie. Nie chodzi o samą dumę blondyna. On się boi. Po prostu i niestety.
Ale czy to nie był uzasadniony strach?
Z jednej strony Shizuo mógłby bać sie tego, jak Izaya mógłby to wszystko odebrać, bać sie, że wyśmieje go i sprzeda wszystkie jego uczucia. Ale z drugiej, gdyby chociaż przez chwilę pomyślał i sie zastanowił, doszedłby do zaskakującego wniosku - brunet nigdy nie sprzedał żadnych, ale to żadnych informacji o jego osobie.
To przypadek? Chęć zemsty i zabicia go osobiście? A może po prostu satysfakcja, że wie o nim coś, czego inni nie wiedzą? Może to po prostu obsesja?
Każdy może tłumaczyć to sobie jak chce.
Izaya sam nie znał odpowiedzi.
Shinra skrzyżował​ ręce na piersi.
-Ja albo pielęgniarka. A ona na pewno wciągnie od ciebie wyjaśnienia -dodał. - Izaya-kun, po prostu się martwię. Daj sobie pomóc, dobra?
- Wszystko jest w najlepszym porządku, przecież to zaraz sie zagoi. - warknął, po czym wstał i butem zastąpił drogę wodzie, która wcześniej zmierzała prosto w stronę, stojącego na boisku trenera.
-To może być coś poważniejszego - zaperzył się Shinra. - Poza tym nawet na twarzy masz jakieś ślady. Dostałeś z liścia, czy jak?
- Taak, Shizu-chan jak zawsze daje ponieść sie emocjom. - zaśmiał sie, dłonią dotykając policzka.
Wrócił na miejsce i spojrzał na okularnika.
- To potwór - skwitował po chwili.
Ból, który był jego największą słabością, który pokazywał, że mimo wszystko naprawdę coś czuł. Ból, którego nie umiał nazwać, nie. On nie chciał go rozumieć. Przypominał teraz tych wszystkich nic niewartych ludzi.
Cala ta sytuacja była taka śmieszna, taka nierealna. Izaya Orihara, Orihara Izaya... nie wiedział co powinien zrobić. Był taki sam... taki sam jak ci wszyscy... Nie wyróżniał się, też miał uczucia.
Koniec, to koniec.
Właśnie przez to nienawidzi Shizuo. On udowadnia mu, że jest niczym... nic nie wartym człowiekiem, który nie może nic zrobić, że nie jest Bogiem.
Nienawidzi go... Czy powinien mu to mówić? Zrobił to tylko dlatego, że po prostu go poniosło. Czy on mógł to jakoś poczuć?
Nie, nie powinien sie nad tym zastanawiać. Jeśli blondyn coś czuje, niech przyjdzie tutaj i powie mu to. Jeśli będzie mu naprawdę zależeć, nie powinien przejmować sie tym co pomyślą inni czy nawet tym, co powie sam Izaya. Powinien przyjść i powiedzieć mu to wszystko. Tak robią prawdziwi i normalni ludzie, prawda?
A on przecież był kimś takim... możliwe, że jedynie w jednym małym punkcie - co go niezbyt cieszyło, ale mimo wszystko... Poczeka.


---------------------------


I jak? ^^ Podobało się? :D Ogółem dzięki za komentarze i tak wysokie statystyki! A, informuje też, że jeszcze dziś uzupełnimy informacje, znajdujące się w zakładce "Załoga" ;D
Do następnego *macha chusteczką na pożegnanie* .

4 komentarze:

Raven pisze...

Omg xD Zadziwiacie mnie z każdą kolejną notką. Super, nie licząc kilku błędów, jest świetne ;)
Trochę czasami pomieszałyście zdania, ale i tak można było wszystko zrozumieć. Radzę też jeszcze oddzielić myśli Shizuo od Izayi jakoś, bo mieszają się :D

Czekam na kolejne!!!

Unknown pisze...

ten rozdział był swietny! *_* Kurcze koncowka nakręca na kolejną część na którą już z niecierpliwością czekam!! ^^
I Izaya jest słodki xD
Dziekuję za miły wieczór z genialną lekturką. Dzięki temu jutro na pewno będę miała świetny nastroj na cały dzień ^^

Anonimowy pisze...

O i znowu coś fajnego ;) Fajnie mi się czyta te wasze rzeczy, strasznie wciągające.
Lubię ich obydwóch ale Izaya wydaje mi się jakoś tak słodszy :)
Szkoda że tak pod koniec się nie spotkali, tylko byli od siebie oddaleni...
Tak samo jak Raven- czekam na kolejne :)

Anonimowy pisze...

ale długi rozdział:OOO jak byłam wlogowana, to nie mogłam wpisać komentarza, bo mnie na bloga nie chciało przenieść-.- No, ciekawe, co będzie dalej. Izaya lubię, spadać od niego! "Po odbytym stosunku", czemu to nie jest opisane ;(((( "SMUDłAm" :C U mnie NN [krwawy-rytual.blogspot.com] ;] /Khaari Virta