czwartek, 1 listopada 2012

Most do Edenu - Prolog

Wystarczyło, że Chris zamknął za sobą drzwi, a otoczyła go nieprzyjemna ciemność, rozpraszana tylko przez białą świecę, stojącą na stole.
Na ścianach i podłodze pomieszczenia cienie przeplatały się z plamami ciemnej cieczy.
-Luke? – zapytał na wstępie, mrużąc oczy i starając się wyróżnić w półmroku sylwetkę przyjaciela. – Przyniosłem lutownicę, o którą prosiłeś – oświadczył z niekrytym zadowoleniem. Wbrew pozorom wcale nie tak łatwo było ją zdobyć.
W tym momencie rozbłysło niemal oślepiające światło, na moment zmuszając szatyna do zaciśnięcia powiek. Dopiero po chwili jego oczom ukazał się czarnowłosy chłopak, kucający przy bezwładnym ciele, spoczywającym na podłodze.
Chris westchnął teatralnie, przykucnąwszy obok niego.
-Jak tak dalej pójdzie to niewiele z niego zostanie do ukrycia – powiedział głośno, zerkając na łopaty w kącie pomieszczenia. Och, idealna scenografia. Każdy rekwizyt wyglądał, jakby naprawdę miał tej nocy spełnić swoją rolę. Znów popatrzył na zakrwawioną twarz nieszczęśnika. – On w ogóle jest przytomny?
Jak na zawołanie ofiara otworzyła oczy. Szarozielone tęczówki zasłonięte były łzami.
-P-Po…móż… mi… - wyszeptał na wpół przytomnie.
-Raczej nie skorzystam – zaśmiał się Chris. – To nieładnie kogoś okradać, Steven – pogroził palcem chłopakowi. – Ale dobrze się złożyło. Przy okazji staniesz się osobą, która zaspokoi… specyficzne… zapotrzebowania Luke’a – To powiedziawszy uśmiechnął się złowróżbnie, podając przyjacielowi rozgrzaną już lutownicę.
Czarnowłosy przyjął narzędzie bez słowa, ściskając je w lekko drżących dłoniach. W jego oczach malowało się czyste szaleństwo, twarz upstrzona była drobnymi plamkami krwi.
Przez moment serce Chrisa ścisnął strach, niemal natychmiast zduszony w zarodku. Luke nic mu nie zrobi. Nawet w tych swoich maniach nie zrobiłby krzywdy sojusznikowi. Chyba. Zmierzył go niepewnym spojrzeniem.
-Nie… Prze…stań…! Przestań! – krzyki rannego przywróciły go do rzeczywistości.
-Luke, czekaj – Starając się nie myśleć, czym ryzykuje, zatrzymał dłoń przyjaciela. – On jeszcze musi powiedzieć, co zrobił z tymi informacjami – przypomniał mu niby-to-łaskawie, po czym zwrócił się do ledwo żywego chłopaka. – Więc? Mówisz, czy Luke może już się pobawić?
-Ja nic… Nie… ukradłem… Kim… wy… jesteście? – wyłkał Steven, ledwo żywy ze strachu i bólu.
-Przecież nas znasz, nie pamiętasz już? – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Obserwujemy, zapamiętujemy i sprzedajemy te informacje. Szukamy początku – Och, jak kochał tę historię. Każda ofiara „zabaw” Luke’a słyszała ten monolog. Ot, takie chwilowe wytchnienie. – Widzisz, jedna historia z punktu widzenia różnych postaci staje się już inną opowieścią. Chcemy wiedzieć, poznać każdą jej sekundę, każde zdarzenie, z każdej możliwej perspektywy. Chcemy zobaczyć, dokąd to zmierza i chcemy znać początek. Czy to zaczęło się od pewnej pięknej nauczycielki, w oczach uczniów, już od dawna martwej? Czy może od uczennicy, ponoć wykorzystywanej przez przyjaciela jej matki? Albo bardzo bliskiej nam, szkolnej diwy, która nigdy nie zaznała rodzinnej miłości…? Może początkiem jest z pozoru niegroźny asystent policjanta, bądź jego ukochana, pracująca na recepcji w komisariacie? Och, a może początek tkwi dużo, dużo, dużo wcześniej, w przyjaźni dwóch chłopców, którzy z niejasnych przyczyn musieli się rozstać…? – mówiąc, powoli nachylał się nad chłopakiem, tak, że ostatnie sowa wyszeptał mu prosto w twarz. – Szkoda, że twoja historia tutaj się kończy.
-Wystarczy – Drzwi pomieszczenia otwarły się z przeciągłym jękiem i na progu stanął kolejny chłopak.
Zarówno Chris jak i Luke odwrócili się w jego stronę.
-Liam… - westchnął Luke. – Nie mogę skończyć? – zapytał cicho, nieomal natychmiast trzeźwiejąc.
-Nie. Już mu wystarczy.
Chłopak podszedł do nich. Na jego twarzy malował się, jak zazwyczaj złowieszczy spokój. Bladoniebieskie oczy sprawiały wrażenie, jakby przenikały na wskroś ciało i duszę.
-Powiedział już, co zrobił z papierami? – Padło pytanie z ust Liama, patrzącego z góry, wyniośle na Stevena.
-Niezupełnie – zmieszał się Chris, unikając starannie wzroku starszego. – Ale jesteśmy blisko! – dodał niemal natychmiast.
-Nie mamy na to czasu – warknął niebieskooki, klękając przy leżącym. Ujął pewnie szczękę chłopaka i spojrzał mu bezpośrednio w twarz. – Żałosny – mruknął, widząc przerażenie, które go przejęło. – Więc jak? Powiesz, czy Luke ma skończyć swoją zabawę?
Chris obserwował każdy ruch przyjaciela.
W słowach, gestach, ba, nawet postawie Liama było coś władczego. Coś, co tylko podkreślało respekt, jakim oboje z Luke’iem go darzyli.
Steven wymamrotał coś, płacząc prawie ze strachu.
-Nie słyszę – oświadczył nadal spokojnie, Liam.
-Nie ukradłem nic… - wyszeptał nerwowo.
-Och, doprawdy? W takim razie nie jesteś już potrzebny. Luke…?
Wezwany drgnął nieznacznie, unosząc znów lutownicę.
Powoli, z dziwnym błyskiem w oczach zbliżał ją do twarzy ofiary, szepcąc coś pod nosem.
- Obrzydliwe. Jesteś obrzydliwy. Boisz się śmierci, prawda? Myślisz, że na nią nie zasłużyłeś? Mylisz się, śmierć nie wybiera osoby, pod względem zła czy dobroci. To jest losowanie. Gra, w której przegrałeś. Możesz płakać, krzyczeć, a nawet się śmiać. Nic ci już nie pomoże. Wiesz dlaczego? Bo życie to mimo wszystko gra dla najsilniejszych. Im słabszy jesteś tym bardziej prawdopodobne, że jeśli nie Śmierć to wybierze cię ktoś inny, równie bezwzględny. Słabsi muszą trzymać się swojego marginesu, pozwolić na to, by w ów grze stać się pionkiem, nie powinieneś się wychylać. Jednak zrobiłeś to. Teraz zapłacisz i jeśli pogrobowe życie istnieje, życzę ci szczęścia. Nie, życzę go twojej splamionej duszy. Słyszę jak krzyczysz, jak łkasz, jak prosisz o wybaczenie. Widzę w twoich oczach strach i nienawiść, mimo to nie uzyskasz zbawienia. Powiedz, moje słowa bolą? Chciałbyś żebym pojawił się na twoim miejscu, prawda? Obrzydliwe. Jesteś obrzydliwy. Mógłbym cię teraz zabić, pobić na śmierć, wypatroszyć, ale oglądanie twojego cierpienia jest zabawniejsze. Pozwól mi się jeszcze pobawić…
Chris wsłuchał się w te słowa w niemym strachu, Liam w kompletnie pozbawionej emocji ciszy, za to Steven prawie wyzionął ducha.
-Dobra! Ukradłem te papiery! – wrzasnął w końcu ochryple.
Liam odkaszlnął, na co Luke ze szczerym zawodem zatrzymał dłoń ledwie o milimetry od ust chłopaka.
-Ale nie wiem, gdzie są – wyłkał. – Sprzedałem je!
-I po co ci to było? – westchnął Chris cierpiętniczo. – Teraz musimy cię zabić – oświadczył grobowym tonem.

------------ 

Heeeeej! Nawet sobie nie wyobrażacie, jak się za tym stęskniłam >///<
Cóż... Atmosfera w naszej...grupie... tak, w sumie to już teraz grupie, jest ostatnio... dość napięta. 
Wracamy jednak do pracy po miesięcznym urlopie więc prawdopodobnie wszystko się teraz ułoży, hmm? ^^ Bądźmy dobrej myśli! 
Ekhem, ekhem, zatem. Zatem w Wasze ręce coś nowego (nie bijcie, tamte projekty nie zostały odrzucone, wciąż nad nimi pracujemy!). Będzie to słodkie shonen-ai ^^ Ehh, wiem, że wcale tak na razie nie wygląda, ale potraktujmy to jako uroczy prolog :D

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Eh.. No obrażać się na was nie mogę, bo wstawiłyście, ale gdzie są dokończenia? Hym? No dobra... I tak nic na to nie poradzę...

Po tym... Prologu, wcale nie powiedziałabym, że to będzie shounen-ai więc myślę, że to będzie dość ciekawy projekt. Brakuje mi opisów, co prawda wyobrażam sobie taką sytuacje, ale mogłoby być więcej. Atmosfera zrobiła by się bardziej taka... Mroczna ;D

Dobra. I pamiętajcie, ja wciąż oczekuję na dokończenie rozdziałów. Pozatym... Na Biały Sen czekam już ponad 2 miesiące, nie myślcie, że o nim zapomniałąm. Więc czekam na nowe rozdziały. Pozdrawiam. Yuu

Tyzyfone. pisze...

Lol xD Tak czytam, czytam i tak sobie myślę "Skądś to znam!". Czytałam już wcześniej xD, fajne jest, serio ;) Nie wiem, czy Karu wzięła sobie do serca moje uwagi, ale nie chce mi się za bardzo czytać jeszcze raz xD
Wciągające, troszkę straszne, czekam na dalszy ciąg ;))